Trauma

Jest sen, który dręczy mnie całe dorosłe życie.

Matka wyrzuca mnie z domu, nie mogę jechać do ojca, nie mam dokąd pójść. Budzę się z niego przerażona i przez kilka następnych godzin z trudem dochodzę do siebie.

Nie wziął się znikąd. Zaraz po maturze mamusia kazała mi się spakować i wyprowadzić do kawalerki z dezelowaną kanapą i dwudziestoletnią lodówką. Od tamtej pory miałam sama sobie radzić, nie wolno mi było odwiedzać rodzeństwa bez wcześniejszego umówienia się oraz zostać na noc, nawet w Wigilię. Tatuś z kolei od dobrych pięciu lat wyznawał zasadę, że przecież płaci mi alimenty, więc nie powinnam zawracać mu głowy, a każdą wizytę kazał ustalać ze swoją żoną. Nie potrafiłam zarządzać pieniędzmi ani prowadzić domu. Nie umiałam sama się motywować do nauki, więc po kolei zawaliłam dwa kierunki studiów. Byłam sama, jak palec, więc pakowałam się w totalnie idiotyczne relacje, byle tylko ktoś mnie lubił. Na dodatek nieustannie słyszałam od rodziców, jak to nie spełniam ich oczekiwań, chociaż byłam jak pies, na każde gwizdnięcie.

Nawet kiedy miałam już swój własny dom i własną rodzinę, pętała mnie idiotyczna lina zobowiązań, chociaż z perspektywy kilkunastu terapii powinnam ją nazywać (bądźmy szczerzy) syndromem sztokholmskim. Nigdy nie byłam wystarczająco dobra. Swoje problemy (na przykład te z autystycznymi dziećmi) sobie wymyślałam. Nie dość interesowałam się problemami moich rodziców. Jednocześnie moje dzieci były za trudne, żeby babcia i dziadek mogli nawiązać z nimi jakiekolwiek relacje (przez dwadzieścia pięć lat…). i na dodatek ośmielałam się o tym wszystkim pisać. Więc kiedy czytam artykuły mówiące o tym, że zerwanie z rodziną było czyjąś najlepszą decyzją życiową, mogę jedynie pozazdrościć, że mnie nie było na to stać.

Dziś śniło mi się, że spakowałam walizki. JA. SAMA. SPAKOWAŁAM WALIZKI. I SIĘ WYPROWADZIŁAM.

I mam cichą nadzieję, że to coś oznacza.

Zarówno w sferze koszmarów sennych, jak i w całkiem realnej rzeczywistości.

Tylko wolałabym nie to, że zaraz umrę i przed śmiercią mi się psychika prostuje.

© 2023, Jo. All rights reserved.

2 Comments

Add Yours
  1. 1
    Jo

    Oczywiście, że moi rodzice się teraz śmiertelnie obrażą. Trudno. Jestem tym wszystkim naprawdę zmęczona.

    Oczywiście, że od tamtej pory, czyli przez ponad trzydzieści lat, przeprowadziliśmy dziesiątki rozmów. Że bywały okresy, kiedy w ogóle nie mieliśmy kontaktu, jak i takie, kiedy ten kontakt był intensywny. Ojciec mi bardzo pomógł, kiedy urodził się Jakub – my mu się odwdzięczyliśmy wożeniem przez dziesięć lat co tydzień na wieś. Matka pomogła mi przez MChP znaleźć kardiologa dla BlueBoya, ale potem zostawiła samą na korytarzu pod blokiem operacyjnym. Takich przykładów mam od podłogi, po sufit. Ale główny problem pozostaje ten sam: nie da się grać na nieistniejącej więzi. I jeśli człowiek nie potrafi tego zrozumieć, będzie się całe życie szarpać, wmawiając sobie zobowiązania wynikające z czegoś, czego po prostu nie ma.

    Nikt nie powiedział, że życie jest łatwe. Ale nie wolno go sobie dodatkowo utrudniać.

Leave a Reply