Skoro przy różach jesteśmy (patrz: poprzedni wpis)… Spokojnie! Możecie oddychać! Nie będzie po raz kolejny opowieści o spacerach z Dziadkiem do parkowego rosarium. Ani o tym, jak mnie olśniło, że nie muszę wzdychać do ogrodów różanych, bo mogę sobie taki zrobić w Marcepanowym Ogrodzie. Spoko. Tym razem od razu przejdę do rzeczy.
Będzie chryja.