To Sonic. Ale równie dobrze pasuje do zmiany nastroju u moich synów. A jak jeden zacznie, to drugi dokończy.
Taki mieliśmy przełom roku i prawdę mówiąc w 2025 weszliśmy [szukam eufemizmu… nie, bez szans…] na ostrym w…irażu… Że prawie z niego wypadliśmy, niczym z tornada. I miałam taki ładny plan na ten rok, ale mi się błyskawicznie wykopyrtnął i nie wiem, co z nim zrobić. Dzięki, chłopaki.
A Sonic serio fajny jest. Obejrzeliśmy w świętosylwestra obie części i nawet ja czekam na trzecią, chociaż wydawało mi się to nie-mo-żli-we. Zresztą wyjaśniło nam się kilka rzeczy i już nie damy sobie wmówić Jakubowi, że Sonic mówi po japońsku, oraz wiemy, że Tails nazywa się Miles Prower. Nie Power. Prower. CO jest skrótem od miles per hour. Człowiek uczy się całe życie. Tak jest.
Jeśli wydaje wam się, że lekko ześwirowaliśmy, to czuję się w obowiązku wyprowadzić was z błędu.
NIE LEKKO.
Dlaczego Sonic? I o co tu w ogóle chodzi?
Chyba zapomniałam o tym wspomnieć, ale Jakub ma aktualnie fazę na Sonica. Chyba grę, ale filmy też bardzo lubi, co nam uratowało tyłek w kwestii prezentów. Parokrotnie. No i w przy wróć! w tym roku ma być trzeci film, a póki co Jakuba pokój wypełnia się pluszakami.
Na marginesie: zaliczyliśmy wpadkę, bo bożonarodzeniowa Creamy okazała się nieco większa od Tailsa, więc trzeba było niezwłocznie znaleźć właściwych rozmiarów i zamówić. Tak, w Wigilię. Owszem, Kuba dopilnował. Nie, nie chcieliśmy mieć zepsutych świąt przez króliczkę niewłaściwej wielkości. Nie próbujcie zrozumieć.
I coś mi się wydaje, że chyba przez porzucenie tego bloga nie opowiedziałam wam o jednym wydarzeniu/evencie w którym zostaliśmy zmuszeni wziąć udział. W październiku. To może pokażę, będzie szybciej.
© 2025, Jo. All rights reserved.