Pożegnaliśmy wczoraj lato miłym, rodzinnym spotkaniem przy prostym, sezonowym menu. Dziś zaczyna się… Oh, wait! Przecież nic się nie zaczyna… wrzesień i październik będą takie same, jak kwiecień, czerwiec czy sierpień… Może jedynie zamiast żaru, z nieba będzie lać się deszcz… No super. Czyli jesienną depresję mamy już załatwioną…
Mentalnie jeszcze trochę stoję lewą nogą w przeszłości. Tej uporządkowanej, w której odsuwaliśmy od siebie myśli, że przecież kiedyś się skończy i co dalej? Bo dalej, to jest jedna wielka czarna dziura, co wybitnie przytłacza i dobija. Więc skoro w niej utknęliśmy, to ja tak z rozpędu i przyzwyczajenia zrobię jednak sobie mały plan zajęć, OK? Dla higieny psychicznej.
Wrzesień. Za chwilę ruszają zajęcia z tenisa – co drugi tydzień Piter i chłopaki na zmianę, bo nie stać nas na regularne zajęcia razy dwa. BB ma łucznictwo, tu na szczęście kupuje się karnet i jak nie ma kasy, to się po prostu pauzuje. Jakub raz w tygodniu jeździ na jogę. I tu nowość, bo jutro jadę z nim i jeśli przeżyję, to będę jeździć regularnie. Nawet sobie kupiłam antypoślizgowe skarpetki w Decathlonie i trochę martwię się, czy nie za wcześnie.
Zrezygnowaliśmy z Jaśka angielskiego i naszego włoskiego. Angielski został jeszcze z przygotowań do sprawdzianów licealnych, jako ćwiczenie umysłowe i nauka czegoś potrzebnego w obecnym świecie, ale trudno: może BB sobie dalej robić podręczniki typu „Angielski na co dzień” samodzielnie. Został mu włoski – jak dojdzie do naszego poziomu, to wrócimy na lekcje razem z nim. Trochę szkoda, ale nie ma wyjścia. Poza tym jest tu jeszcze jeden wątek, ale nie mam dziś siły o nim pisać.
Czyli z całego, wypchanego po brzegi, tygodniowego planu zajęć, zostaje nam tenis, łucznictwo i joga, oraz Jaśka włoski. Nie ma żadnej szkoły, żadnego klubu dla autystów, żadnych zajęć edukacyjnych. Nic.
Słabo.
I niebezpiecznie.
Dla wszystkich.
Wszystkim na razie nie wymyślę. Nie mam siły i wyprztykałam się z koncepcji. Muszę zacząć choćby od siebie. Ta joga na przykład (trzymajcie kciuki, żebym się skandalicznie nie skompromitowała…). Ale wczoraj przyszło mi do głowy zrobienie książki z przepisami z naszych rodzinnych spotkań. No i obiecałam sobie, że jednak wrócę do książkowej Rutyny Chaosu. Pewnie nigdy tego nie wydam, ale napisać bym mogła. Bo wtedy to nie będzie moja wina, że nie ma książki, prawda?
Coś się wymyśli. Żeby tylko ruszyć ze skrzyżowania…
© 2023, Jo. All rights reserved.