
Moi synowie, zwłaszcza BlueBoy, przepadają za czekoladowym tortem z Batidy. Od lat. Nawet nie wiem ilu. BB twierdzi, że od urodzenia. Zatem nikt się nie zdziwił, że na moje majowe imieniny dostałam od nich właśnie ten tort.
Czeka nas dziś prawdziwa uczta i myślę, że bez problemu zastąpi nam ona coroczne rodzinne multiparty, które wydawaliśmy w czerwcu z okazji urodzin i imienin naszej czwórki, a bywało, że również kamieni milowych w życiu naszej rodziny, takich jak zakończenie edukacji czy jubileusze chłopaków.
O przyjęciach wspominałam w komentarzu pod urodzinami Pitera, więc można tam do niego zajrzeć. Ja ten temat zamknęłam raz na zawsze, czego dowodem może być tegoroczna decyzja o zupełnie innym uczczeniu imienino-urodzin (bo jubileuszy i dyplomów do świętowania chwilowo zabrakło).
Otóż zamiast się szarpać z gośćmi, którym zawsze coś nie pasuje, postanowiliśmy zrobić sobie wspólny prezent. Taki wiecie. BARDZIEJ.
I o tym prezencie za chwilę napiszę, ale teraz pójdę na ten tort, zanim z patery zniknie ostatni kawałek czekoladowego musu.
Batida. Plac Vogla
© 2023, Jo. All rights reserved.
Pychooootaaaaaa
Uwielbiam ten tort (zwłaszcza okazji imienin lub urodzin), szkoda że nie robimy imprez rodzinnych. ALE rozumiem dlaczego.
Wynagrodzę ci to. Za parę dni. Obiecuję.
Oooooo
Z jakieś okazji?
Wszystkiego najlepszego, Solenizantko! <3
Biere!
Zatem Wszystkiego Najlepszego, Solenizantko! <3
Grazias, grazias.
Najlepszego post factum.
A co do tortu, obliżę się dyplomatycznie, ale podziękuję, gdyż nieustannie próbuję schuść.
Też bym chciała.
Ale najchętniej 2in1.
Czyli, hm, mieć ciastko i zjeść ciastko.
Chyba się nie da, więcej będę wiedział w lipcu, gdyż idę wtedy do lekarza w tej sprawie.
No jak nie? A Harry i Meg?
Zachęcająco wygląda. Post factum: wszystkiego dobrego. Nie tylko torta.
Grazias!