Moi synowie, zwłaszcza BlueBoy, przepadają za czekoladowym tortem z Batidy. Od lat. Nawet nie wiem ilu. BB twierdzi, że od urodzenia. Zatem nikt się nie zdziwił, że na moje majowe imieniny dostałam od nich właśnie ten tort.
Czeka nas dziś prawdziwa uczta i myślę, że bez problemu zastąpi nam ona coroczne rodzinne multiparty, które wydawaliśmy w czerwcu z okazji urodzin i imienin naszej czwórki, a bywało, że również kamieni milowych w życiu naszej rodziny, takich jak zakończenie edukacji czy jubileusze chłopaków.
O przyjęciach wspominałam w komentarzu pod urodzinami Pitera, więc można tam do niego zajrzeć. Ja ten temat zamknęłam raz na zawsze, czego dowodem może być tegoroczna decyzja o zupełnie innym uczczeniu imienino-urodzin (bo jubileuszy i dyplomów do świętowania chwilowo zabrakło).
Otóż zamiast się szarpać z gośćmi, którym zawsze coś nie pasuje, postanowiliśmy zrobić sobie wspólny prezent. Taki wiecie. BARDZIEJ.
I o tym prezencie za chwilę napiszę, ale teraz pójdę na ten tort, zanim z patery zniknie ostatni kawałek czekoladowego musu.
Batida. Plac Vogla
© 2023, Jo. All rights reserved.