Migrena

Strasznie mnie ostatnio boli głowa. Dosłownie i w przenośni. Ten metaforyczny ból głowy chwilowo odłożę na bok i zostanę przy jego rzeczywistym bliźniaku.

Znam się z panią migreną lepiej i dłużej, niż bym chciała, więc w pewną konsternację wprawia mnie taki jakiś dziwny ostatnio jej przebieg: zaczyna się, nie rozwija, trzyma i na ogół przechodzi, jeśli odpowiednio wcześnie położę się w zacienionym pokoju. Bez leków. Dziwna ta migrena, ale z dużym uporem powracająca za każdym razem, kiedy gdzieś wyjdę z domu. No poważnie: każde wyjście na zakupy kończy się prośbą: „Piter, wracajmy, bo obraz zaczyna mi latać i zaraz zwymiotuję.”. Te światła! Ciągle słyszę o kryzysie energetycznym, a każda galeria handlowa po prostu poraża mi wzrok. I nawet biorąc poprawkę na toczniową nadwrażliwość na światło, coś tu jest nie halo. A sytuacja, w której każde mocne światło powoduje u człowieka mdłości i wprost oślepia, przyznacie że do najbardziej komfortowych nie należy. Dodajmy do tego podobne działanie ekranów komputerowych czy smartfonowych i bilet do jaskini na odludziu gotowy.

Z tym komputerem dodatkowy problem jest taki, że nie mogę pisać. Wszystkie moje projekty leżą i pokrywają się kurzem. Tak, wiem: i tak są do dupy, co mi zaraz pół rodziny przyleci uprzejmie uświadomić, ale Piter mówi, że mam pisać dla siebie i nie przejmować się tymi uprzejmymi uwagami. Chodzi o zanikającą mi w galopującym tempie sprawność intelektualną. Nie pytajcie. Tymczasem kwadrans przed komputerem i nie jestem w stanie napisać sensownego zdania. Nie żebym w ogóle była, ale powiedzmy, że jeszcze bardziej. I obraz mi odjeżdża. I robi mi się niedobrze.

No i teraz będzie spojlerek, bo nie chciałabym, żeby potencjalni odwetowcy łamane przez spadkobiercy zaczęli przedwcześnie wysyłać zaproszenia na mój pogrzeb. Takie różowe z balonikami. Bo wczoraj okazało się, że wyjaśnienie aktualnej sytuacji jest banalnie proste:

Niewłaściwe okulary.

Tyle. Koniec tematu.

Chciałam sobie zrobić nowe okulary na nadchodzący sezon. Wybrałam się do innego optometrysty (kto na Boga wymyśla te nazwy??? dawniej mówiło się „idę do pani Halinki” – no przynajmniej u nas w domu, bo wszyscy chodziliśmy do zaprzyjaźnionej optyczki Haliny). Takiego bliżej domu, bo nie mam siły jeździć na drugi koniec miasta. I jak wczoraj do niego pojechałam, to oboje z Piterem dostaliśmy prawie zawału. On z powodu ceny, ja – dlatego, że niemal na wstępie okazało się, że mam za mocne szkła. Nowy optyk zdjął mi z mocy oraz wywalił cylindry i nagle obraz przestał mi się mazać, głowa boleć i wszystko nabrało niespodziewanej ostrości.

Możliwe, że również metaforycznej. Ale o tym, to już przy innej okazji.

© 2024, Jo. All rights reserved.

6 Comments

Add Yours
  1. 1
    Quackie

    No proszę.

    Małżonka jest w stanie zapobiec odpowiednio wcześnie uchwyconej migrenie solpadeiną rozpuszczalną. Nie mam pojęcia, czy to wykonalne w Twoim przypadku, ale informuję.

    • 2
      Jo

      Zapiszę. Kto wie?

      Najgorzej jak się zaczyna poza domem i nie można natychmiast (z podkreśleniem) zadziałać. To jest przechlapane. W większości pozostałych przypadków wystarcza mi godzina/dwie w tym ciemnym pokoju, z poduszką i kocykiem, ale wiem, że nie każdy może sobie pozwolić na takie fanaberie.

      Teraz zaczyna się ciężki okres: mocne słońce po zimie. No to jest jednak hard level wytrzymałości. Więc na wszelki wypadek zapiszę tę solpadeinę. Thank you.

  2. 3
    Jo

    Pisząc, że nie mam siły jeździć na drugi koniec miasta miałam na myśli właśnie to, co napisałam. Obecnie moja mobilność z trudem wykracza poza zejście po schodach na dół i zapakowanie się do samochodu, i taki niedzielny kursik do Łodzi odchorowuję potem przez pół tygodnia, więc zastanawiam się, czy robienie nowych okularów nie jest nieuzasadnionym marnowaniem pieniędzy, ale zaryzykuję. Notoryczne migreny są wystarczającym argumentem.

    • 5
      Jo

      O matko… Ja zawsze mam traumę optyczną, a spotkanie z optykiem to koszmar. A już w ogóle dramatem jest pytanie: „Kiedy jest lepiej? Teraz? Czy teraz?”

Leave a Reply