
Pierwsza Enola podobała nam się na tyle, że pomysł obejrzenia drugiej części, w ramach sylwestrowego wieczoru familijnego, uznaliśmy za świetny. Była to dobra decyzja, a film okazał się lekką rozrywką – idealną na taką okazję. Postaci dobrze zagrane, super obsada, odpowiednie zwroty akcji i atrakcyjne wnętrza. Ale…
spoiler alert!
Nie czepiłabym się ani sylabą, gdyby na potrzeby cyklu o Enoli stworzono nową, fikcyjną rodzinę. Nawet z narracją, że jeden z braci jest słynnym detektywem. Bo kto zabroni autorowi przyjąć założenie, że tak właśnie jest? A widz czy czytelnik przyjmuje to założenie i można lecieć dalej.
Ale jeśli bazuje się na znanej od 1887 roku postaci Sherlocka Holmesa i czerpie ze stworzonej przez Arthura Conana Doyle’a historii najsłynniejszego (przynajmniej do czasów Herculesa Poirota 😉 ) detektywa, to wypadałoby trzymać się konwencji.
Dodatkowo mamy tu historyczne wydarzenie, jakim był strajk kobiet pracujących w fabryce zapałek (1888) i Sarah Chapman – również faktycznie żyjącą osobę, zatem tym bardziej widz (w tym przypadku: ja) przeciera oczy ze zdumienia widząc czarne damy na balu, zajmujące rządowe stanowiska albo posiadające własny biznes. Nie jestem pewna, ale w 1888 roku chyba nie mogły tego robić w UK nawet białe kobiety (zresztą, co ciekawe, w filmie pada zdanie o nierównych prawach pod tym względem).
Mamy więc rąbniętego z cudzych powieści bohatera, któremu dokooptowano siostrę i mamusię, czarną właścicielkę kawiarni i jeszcze ciemniejszą sekretarkę ministra, wydarzenie historyczne z główną bohaterką (chociaż kompletnie zmieniono jej story) oraz dwa takie idiotyzmy, że do tej pory nie mogę wyjść ze zdumienia.
spoiler alert 2
Moriarty była kobietą.
No ja błagam…
James Moriarty. Profesor, wybitny matematyk i geniusz zła, nazywany przez autora Napoleonem zbrodni. Jest tu czarną kobietą, sekretarką ministra. Serio???
Zanim zdążymy posłać autorów tego pomysłu do diabła, zobaczymy jeszcze kolorowego Watsona. Tak, proszę państwa, ten dziewiętnastowieczny brytyjski chirurg wojskowy i weteran wojny afgańskiej z 1878 roku jest czarny. I tu moja cierpliwość, mocno nadwyrężona poprzednimi rewolucjami scenariuszowymi, wyczerpała się kompletnie. Tak, że nawet Holmes, tak nie podobny do żadnej znanej mi wersji Holmesa, nie mógłby dobić mnie bardziej.
Nie mam nic przeciwko nowym koncepcjom starych pomysłów. Ostatecznie od początku świata wszystkie historie opowiadają o tym samym. Niech sobie będzie poprawna politycznie na miarę XXI wieku opowieść o dziewiętnastowiecznej pannie, która chce dorównać w byciu detektywem swojemu genialnemu bratu. Niech w Londynie AD1888 czarne kobiety mają fabryki i zostają królowymi, a czarna syrenka zachwyca współczesną dziatwę. Tylko, na litość boską, niechże autorzy tych pomysłów wysilą się na stworzenie własnych historii, zamiast kopiować to, co wymyślił ktoś przed nimi.
Shame on you.
Enola Holmes 2, reż. Harry Bradbeer (i naprawdę trudno mi znaleźć powiązanie fabuły z książkami Nancy Springer)
© 2023, Jo. All rights reserved.