Siena 2022

Możliwe, że zgubi mi się chronologia – trzeba było od razu pisać relacje z podróży, ale dziś zajrzymy do Sieny.

Lubimy Sienę. Bardziej niż Florencję. Może dlatego, że jest mniejsza, a ograniczona do uliczek ściśniętych wokół Piazza del Campo stara część miasta daje się obskoczyć zanim jakiś problem spowoduje natychmiastowy odwrót do samochodu.

Parkujemy jak zwykle na wielopoziomowym Parkingu Il Campo, przy via di Fontanella 9. Najlepiej ustawić sobie GPS, bo jeśli się nie zna tego miejsca, łatwo je przegapić. Lubimy ten parking, bo można z niego szybko dojść zarówno na Campo jak i do Duomo.

Zanim skorzystamy z automatu sprzedającego plan miasta, utykamy na chwilę w… toalecie.

Żeby móc skorzystać z toalety (a zalecałabym to każdemu przed rozpoczęciem zwiedzania), trzeba mieć monety. Odpowiednie monety. A jak już się znajdzie automat do rozmieniania pieniędzy, to nie warto zbyt poważnie brać tabliczki informującej, że na raz wejść mogą dwie osoby. Bo może się zdarzyć, że akurat nie mogą, tylko nigdzie nie ma na ten temat informacji. I człowiek jak ten głąb usiłuje wejść, a tu ni du du. A jak już wejdzie, to może się okazać, że… nie może wyjść. Bo w tej konkretnej bramce nie działa wypuszczanie jak wszędzie indziej, czyli że kręcisz i wychodzisz. I jeśli akurat nie trafisz na cztery anglojęzyczne turystki, które przed chwilą same miały ten problem i podpowiedzą ci, że osobny przycisk do wychodzenia znajduje się na ścianie ZA umywalkami, no to ten… masz problem…

Mamy szczęście, bo spotkaliśmy te zagraniczne turystki zanim Taki Jeden Autysta zdążył wpaść w panikę spowodowaną utknięciem za bramką i chwilę później, wyposażeni w plan miasta z automatu, mogliśmy ruszyć w stronę Porta Sant’Agata

Pierwszym punktem naszych sieneńskich wycieczek jest Fontanina della Contrada Capitana dell’Onda. Zawsze robimy tu zdjęcia, a swego czasu fotografia z rybą wisiała nawet u nas na ścianie pokoju dziennego.

Wąska ulica za bramą zaprowadzi nas do Campo. Serca miasta. Miejscu Palio oraz akcji jednego z Bondów, o czym uprzejmie informuje nas BlueBoy. Pnące się do nieba kamienice tworzą nieco klaustrofobiczną atmosferę, a na dodatek mamy wrażenie, że za chwilę lunie deszcz. Pewnie wiecie, ale wymądrzę się trochę i powiem, że ta wysoka i ciasna zabudowa wzięła się z przegranej wojny z Florencją i zakazu rozbudowy miasta. Sieneńczycy nie mogli budować nowych domów, więc rozbudowywali stare. W górę. My też idziemy trochę w górę i wreszcie docieramy do placu w kształcie muszli.

Leje deszcz.

Na chwilę chowamy się w podcieniach Palazzo Publico (czyli ratusza), ale nikt nie ma ochoty na zwiedzanie tutejszego muzeum. Mamy za to ochotę na parasole, które rano Piter zabrał do domu z bagażnika… Nie pozostaje mu nic innego, jak poszukać następnych.

Bynajmniej nie u tego gościa, który rozłożył się ze straganem na samym środku placu. Znika nam z oczu, więc żeby nie mieć za chwilę awantury Jednego Takiego Co Nie Cierpi Czekać, idziemy obejrzeć Fonte Gaia. W deszczu.

Jak widać na zdjęciach: wreszcie dociera do nas Piter z parasolami. I natychmiast OCZYWIŚCIE deszcz przestaje padać. Przez resztę wycieczki od czasu do czasu pokapuje, ale z parasoli już nie korzystamy.

Idziemy biegnącą tyłami Campo Via di Città, słynącą z eleganckich sklepów i suwenirów dla turystów. My jednak nie zamierzamy robić zakupów. Szukamy „tej uliczki, w którą trzeba skręcić, żeby dojść do świętej Katarzyny”. A ponieważ ostatni raz szliśmy nią jakieś dwadzieścia lat temu, to… jak by to ująć… jest wyzwanie.

Wreszcie docieramy (idąc cały czas pod górę, jakżeby inaczej) na miejsce.

Wewnątrz nie można robić zdjęć (chociaż niektórzy turyści w szortach i z pieskami próbowali, a potem byli oburzeni, że ich wyproszono), więc pokażę wam jedynie kilka obrazków z dziedzińca.

W środku można zobaczyć kaplicę i zrobić zakupy w sklepiku z pamiątkami. Niestety nie mieli żadnej książki czy broszury ze zdjęciami wnętrz sanktuarium, ale kupiliśmy przewodnik po Sienie (po polsku!) i różaniec z drzewa różanego dla Madre. Ach, no i kartkę z patronką dla Key. No bo przecież to z nią byliśmy tu te dwadzieścia lat temu, a poza tym: Santa Catarina, giusto?

Wracamy do świata pocztówek i pejzaży fotografowanych z tarasów widokowych. Oraz fotograficznej sesji: BlueBoy Z Parasolem. Bo może rzuciło wam się już w oczy…

„Chłopaki, idziemy do Duomo?” – no ja to zawsze coś palnę… TAM SĄ SCHODY. I – jak się okazało: dzikie tłumy stojące w kolejce do kasy, a potem do wejścia pierwszego i następnie do wejścia z drugiej strony. Nie było natomiast sklepu z obrazami, do którego zaglądaliśmy przez wiele lat, głównie ze względu na jego klimat… Zrobiło nam się smutno, uznaliśmy, że nie będziemy stać w kolejkach, a w ramach pocieszenia kupiliśmy Piterowi koszulkę. Na straganie. A co!

Skoro udało nam się wejść na górę, to odpocznijmy chwilę. Popatrzmy na niedokończoną bazylikę, która miała być manifestacją potęgi Sieny. Gdyby ją ukończono – byłaby największą świątynią chrześcijańską swoich czasów.

Niestety prace najpierw przerwała wojna z Florencją. Potem zaraza. Miasto podupadło i zarzuciło budowę. Nieukończoną nawę zostawiono potomnym, a obecnie mieści się w niej Museo dell’Opera Metropolitana.

Widzieliście tę kolejkę do kasy? I minę BlueBoya? Nawet nie próbowaliśmy negocjować. Pozostaje mi mieć nadzieję, że jeszcze tam kiedyś wrócimy. Jeśli Jakub pozwoli…

Powoli wracaliśmy do samochodu. Przestało padać. Nawet pojawiło się słońce. Musieliśmy zrobić jeszcze jedno.

Nie byliśmy zawiedzeni!

© 2023, Jo. All rights reserved.

Leave a Reply