Zeszyt z przepisami

Moje poszukiwania idealnego zeszytu na przepisy chyba zostały zakończone. Piszę „chyba”, bo ze mną nigdy nie wiadomo… Ale ten, który właśnie leży na moim biurku, wygląda bardzo obiecująco.

Po pierwsze: jest prosty. Żadnych niepotrzebnych rubryczek, z którymi nie wiadomo co zrobić, ani podziałów, które nijak nie pasują do mojego stylu gotowania. Sami popatrzcie:

Zacznę od dołączonego do notesu wzoru. Oczywiście każdy wypełni wnętrze według własnych preferencji, ale czasami czyste kartki działają onieśmielająco.

Podoba mi się pomysł strony ze „strażnikami” domowych przepisów. To może być prawdziwa rodzinna pamiątka, przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Dalej mamy spis treści, kilka praktycznych wskazówek, miejsce na notatki oraz Rodzinną Galerię Sław 🙂 Po niektóre zdjęcia trzeba będzie sięgnąć do archiwum, ale miło będzie wkleić tu zdjęcia Babć i innych osób, którym zawdzięczamy ulubione dania.

Zeszyt dzieli się na dwie części: jedna z miejscem na mniej więcej sześćdziesiąt przepisów, druga na dwadzieścia. Sami decydujemy na co je przeznaczymy. Możemy wklejać zdjęcia potraw, albo rysować (jeśli mamy ku temu talent – bo w moim przypadku dynia wygląda jak pomidor, więc lepiej nie). Dwie wstążki-zakładki ułatwią nam zaznaczenie poszukiwanego przepisu.

Notes wygląda solidnie, papier jest dość gruby. Powinien wytrzymać przez lata.

Jeśli sami nie zapisujecie rodzinnych przepisów warto wpisać go na listę potencjalnych prezentów 🙂 Wiem, że teraz wszystko jest on line. Sama przecież prowadzę blog kulinarny. Ale czasami boję się, że jeśli coś się stanie z Internetem (albo choćby moją stroną), to stracę wszystkie, latami gromadzone i doskonalone receptury. Dlatego zacznę przepisywać je do zeszytu. Tak na wypadek…

MY FAMILY COOKBOOK, SUCK UK

(dostępny również na Amazon, eBay i różnych sklepach internetowych – ja swój kupiłam na Answer.com)

© 2022, Jo. All rights reserved.

0 Comments

Add Yours
  1. 3
    Jo

    Od (prawie) tygodnia codziennie wpisuję przynajmniej jeden przepis. Takie sobie zrobiłam postanowienie. Bo jeden przepis dziennie to naprawdę się da, a w ciągu roku mam szansę przenieść do zeszytów wszystkie moje blogowe receptury. Tak na wypadek, wiecie…

    Poza tym przy okazji sprawdzam i poprawiam. Bo niektóre przepisy uległy zmianie, a nie wszystkie szczegóły – jak się okazuje – na bieżąco uzupełniałam. No i jeszcze taki szczegół, że ja niespecjalnie lubię w kuchni korzystać z telefonu czy tabletu (o kompie nawet nie wspomnę, bo nie mam gdzie go bezpiecznie postawić), więc zeszyt z przepisami może się okazać bardzo dobrym rozwiązaniem również z tego względu!

    Ciekawa jestem, gdzie trzymacie ulubione przepisy?

Leave a Reply