System

Piter się strasznie zżyma. Na system. Że jest beznadziejny, bo naprawdę w XXI wieku i dobie cyfryzacji wszystko powinno być inaczej zorganizowane.

Nie sposób się z nim nie zgodzić, bo weźmy na przykład pod lupę obsługę osób niepełnosprawnych, z definicji potrzebujących wsparcia przy załatwianiu różnych spraw urzędowych.

Masz niepełnosprawne dziecko. Chodzisz z nim po lekarzach, psychologach i komisjach. I wszędzie musisz przynosić te same zaświadczenia i diagnozy. Ba! Do niektórych urzędów przynosisz te same papiery co trzy lata, chociaż niby teoretycznie posiadają archiwum, do którego trafia cała wcześniejsza dokumentacja. A ty następnym razem znowu musisz przynieść to samo, co poprzednio. Jasne, że płacąc w prywatnej placówce za wystawienie kopii dokumentacji, no co za pytanie? Bo nieliczni szczęśliwcy łapią się na NFZ – reszta chodzi z dziećmi prywatnie do psychologów, logopedów, terapeutów wszelkiego rodzaju, obskakuje prywatnych psychiatrów i dietetyków. Normalka w naszym świecie. I jeśli potrzebuje (znowu) pełnej dokumentacji, to musi się pofatygować we wszystkie te miejsca i wystąpić o kopię dokumentacji. Odpłatnie. Za każdym razem. Bo jeśli tego nie zrobi, to go orzecznik wezwie do uzupełnienia, przesuwając tym samym termin wyznaczenia komisji. A komisja jest potrzebna do uzyskania orzeczenia, które jest potrzebne do otrzymania pieniędzy na życie. Amen.

Teraz dziecko jest dorosłe. Odpadają sprawy związane z kształceniem specjalnym, czyli diagnozy i orzeczenia o specjalnych potrzebach edukacyjno-rewalidacyjnych. Zostaje „tylko” orzecznik ds. niepełnosprawności i ZUS. I nie można tego zespolić. Nie można utworzyć centralnego systemu ogarniającego wszystkie aspekty funkcjonowania osoby niepełnosprawnej. Trzeba oddzielnie załatwiać sprawy w Zespole ds. orzekania o niepełnosprawności i oddzielnie w ZUSie, składając te same dokumenty!


Nie narzekam, bo właśnie chyba przepchnęliśmy ważną rzecz. Oczywiście przy nieocenionej pomocy urzędniczek z wilanowskiego ratusza, które poinformowały nas, że wydane przez ZUS orzeczenie o trwałej niesamodzielności życiowej jest podstawą przyznania mi zasiłku dla Matki Autysty. Taką samą, jak orzeczenie o niepełnosprawności, które się Kubie skończyło i czekamy na nową komisję. A kiedy pojechaliśmy dziś do ratusza, dowiedzieliśmy się, że jest również podstawą do przyznania Kubie zasiłku pielęgnacyjnego (w wysokości oszałamiających dwustu pięćdziesięciu złotych miesięcznie) i nie musimy do nich wracać z orzeczeniem, jak je wreszcie otrzymamy.

Dodatkową ciekawostką jest to, że ZUS wydał swoje orzeczenie bezterminowo, więc bezterminowo dostanę zasiłek i nie będę musiała co kilka lat składać kolejnego wniosku, co jest czymś tak nowym, że chyba jeszcze nie ochłonęłam z wrażenia. Bo nawet jeśli znowu będziemy musieli się odwoływać od tego, co uzna Zespół ds. orzekania o niepełnosprawności, nie będzie to miało wpływu na pieniądze na życie.

Przynajmniej do czasu zmiany obecnych przepisów, które są tak idiotyczne, że jeszcze przed ich wejściem w życie wszyscy są załamani i uważają, że jest to pierwsza sprawa, którą powinien zająć się nowy rząd.


Z informacji docierających z całej Polski wynika, że na wyznaczenie komisji Zespołu czeka się teraz nawet do 8 miesięcy po wygaśnięciu orzeczenia. Chyba mamy farta, bo wczoraj otrzymaliśmy pismo o naszej, jedynie z miesięcznym poślizgiem. Bez względu na to, co tym razem nas na niej spotka, przynajmniej nie będziemy wbijać zębów w ścianę, co jednak jest pewnym pocieszeniem.


Poprzednie wpisy na ten temat (jeśli ktoś zgubił wątek), znajdują się tu:

© 2023, Jo. All rights reserved.

2 Comments

Add Yours

Leave a Reply