
A właśnie, że nie! Nie będzie o zatrzymaniu skazanych za przestępstwo polityków! To was zażyłam, ha!
Przysiadłam dziś przy kominku z herbatą w nowej, gwiazdkowej filiżance. Tej, co sobie z Piterem kupiliśmy pod choinkę i odbieraliśmy już po świętach. Za oknem wyjątkowo przygrzewało styczniowe słońce, a Panicze wyjątkowo bezgłośnie korzystali z azylu swoich pokoi. Że Taka Jedna wskoczyła na podnóżek i gapiła się, czy aby czegoś jadalnego sobie do tej herbaty nie wzięłam – pisać chyba nie muszę. I pierwsza refleksją, jaka mnie naszła, było to, że podobnie się czułam w mieszkaniu mojej babci. Może bez kominka, filiżanek Bolesławca i Takiej Jednej, ale z tym słońcem za oknem i ciszą. I nawet pomyślałam, że to bardzo dziwne uczucie i czy taki emocjonalny powrót do dzieciństwa nie oznacza czasem, że pora się pakować? Ale potem przyszła myśl druga: nie potrafimy nic nie robić. Usiąść w południe z herbatą i psem przy kominku i niczego nie robić. Nie skrolować telefonu. Nie podliczać rachunków. Nie planować rzeczy do zrobienia. Nie dopisywać kolejnych punktów na liście przewinień małżo… No: nic nie robić. Zatrzymać się w tym idiotycznym życiowym pędzie. I w tym zatrzymaniu chwilę pobyć.
Odwiedzają nas sikorki. I taki czarny spaślak z żółto-pomarańczowym dziobem. Fajne są.
© 2024, Jo. All rights reserved.