Jest taka scena we Władcy Pierścieni Jacksona, w której Pippin podpala stos w Minas Tirith i ten ogień wędruje od wieży, do wieży, aż do Rohanu. I kiedy Aragorn wbiega do sali z okrzykiem: „The beacons of Minas Tirith are lit!”, wraca mi na chwilę wiara w to, że niektóre rzeczy są trudne, ale nie niemożliwe (że zacytuję Isobel Crowley). Ale na ogół jestem na etapie Pippina, wspinającego się na wieżę z zadaniem rozpalenia ogniska wbrew woli Denethora (nie mam pojęcia, dlaczego dwa razy napisałam Dementora…). Pod wiatr, pod górę i na dodatek wbrew zdrowemu rozsądkowi i na przekór przeciwnikom.
Wygląda mi na to, że światło może być nie tylko zwiastunem nadziei w tunelu, ale też ogniem szaleństwa. Myślicie, że ludzie się opamiętają? Że jest jeszcze na to szansa?
© 2024, Jo. All rights reserved.