Z okazji wczorajszego przestawiania zegarków, Madre zasugerowała, że przydałoby się cofnąć czas o jakieś czterdzieści lat, nie o jakąś głupią godzinę.
Czterdzieści to trochę dużo. I zdecydowanie nie chciałabym znów być nastolatką. Poza tym cofnięcie czasu o te cztery dekady, trochę by namieszało w kontinuum, o czym wiedzą wszyscy fani fantastyki. Ja bym, na przykład, wyjechała do Szkocji i nigdy nie wróciła. W mniej optymistycznym wariancie: nie założyłabym rodziny, rozwijałabym karierę zawodową i podróżowała wszędzie tam, gdzie nigdy nie udało mi się dotrzeć.
Zatem dla bezpieczeństwa cofnijmy się o dwadzieścia lat. Z Piterem i Paniczami na pokładzie.
Co bym zrobiła, gdybym mogła cofnąć czas o dwadzieścia lat?
Jakbym tu wrzuciła efekt moich przemyśleń, to zabrakłoby czasu na przygotowanie listy prezentów bożonarodzeniowych, a to nigdy nie jest dobrym pomysłem. Ograniczę się zatem do trzech najważniejszych punktów.
Nie poświęciłabym wszystkiego dla rodziny.
Oczywiście dalej chłopcy byliby na pierwszym miejscu – co do tego nikt normalny chyba nie ma wątpliwości. Ale zadbałabym o swoje zdrowie. Nie odkładałabym na kiedyś rehabilitacji. Znalazłabym czas tylko dla siebie.
Nie próbowałabym za wszelką cenę udowodnić sobie i światu, że jesteśmy taką fajną, zżytą rodziną.
Och, nie – nie mam na myśli moich chłopaków. Myślę o całej reszcie. Jak człowiek ma dwóch autystycznych synów, to powinien oszczędzać energię. Nie dałabym się wmanewrować w te wszystkie sytuacje i pokazałabym środkowy palec przy pierwszej próbie szantażu emocjonalnego. Niestety mądrość przychodzi zbyt późno. O ile w ogóle.
Inaczej zarządzałabym finansami.
O-my-my… Nic więcej nie napiszę. Podstawowym błędem finansowym było zostawienie w całości tej działki Piterowi. No bo przecież „to nie były moje pieniądze i żyłam na utrzymaniu męża, więc nie powinnam się w nic wtrącać”. Że zacytuję moich rodziców.
Najkrócej rzecz ujmując: jak zaczęłam się wtrącać, udało nam się uniknąć całkowitego bankructwa, chociaż do końca życia będziemy ponosić konsekwencje pewnych nieodpowiedzialnych decyzji przy moim braku świadomości sytuacji finansowej (żeby nie było, że tylko Piter zawinił).
A, no i oczywiście nie przerwałabym budowy domu na wsi (wariant pierwszy). 20 lat temu. Może nie jeździlibyśmy przez kilka lat na włoskie wakacje, ale dzięki temu nie zrąbałabym sobie zdrowia przez wszystkie kolejne szkolne wakacje moich synów.
Przykro mi, jeśli zawiodłam wasze oczekiwania – bo może spodziewaliście się bardziej spektakularnych refleksji, ale właśnie te trzy rzeczy zmieniłabym, gdybym mogła cofnąć czas o dwadzieścia lat. Zadbałabym o samą siebie. Wypisałabym się z rodziny. I trzymałabym finanse krótko przy dupie. Robię to teraz, ale straconego czasu nie da się odrobić. Pozostaje mi jednak satysfakcja, że w końcu odzyskałam zdrowy rozsądek, a to już jest coś.
© 2024, Jo. All rights reserved.