Fotodylematy

Toczymy w domu poważne dyskusje. Na przykład o tym, czy zdjęcie po obróbce nadal jest fotografią, czy raczej formą foto-grafiki? I może wam się wydawać to głupie, ale kiedyś tam, w poprzednim – przedautystycznym życiu, ludzie śmiali się ze mnie, kiedy sugerowałam, że tak naprawdę nie znamy Szekspira, tylko Słomczyńskiego czy Barańczaka (albo nie daj Bóg Paszkowskiego) na motywach Szekspira. A dziś? Proszę! Nikogo nie dziwi podkreślanie, że tłumacz też autor! – bardzo słusznie zresztą.

Oboje z Piterem jesteśmy raczej wyznawcami szkoły Rolke, który twierdził, że tknięta obróbką (a nawet ustawiana i pozowana!) fotografia, nie jest już fotografią. Łatwo go zrozumieć, bo Rolke jest fotoreporterem i nie tworzy artystycznych wizji, tylko zatrzymuje w kadrze rzeczywistość. Ale nasze dyskusje toczą się wokół pytania, czy taki obrobiony obraz, z podciągniętymi kolorami, zmanipulowanym światłem i pousuwanymi światłocieniami, nadal jest fotografią, czy już innym rodzajem sztuki wizualnej?

Oczywiście wszystkie te dylematy zostały wywołane przez moje weekendowe warsztaty, do których dołączyły Pitera rozmowy w szkole fotograficznej i Akademii Nikona, ale coś mi się wydaje, że oboje mieścimy się bardziej w nurcie reporterskim niż artystycznym i ciężko będzie z nas zrobić Van Goghów fotografii.

Tymczasem śliwki czekają, za moment dynia wepcha się w kadr i na talerze, już oglądałam ledowe lampki – idealne do wrzucenia na tło fotograficzne wraz z makowcami i barszczykiem… I naprawdę nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Chyba najpierw zamówię sobie statyw do flatlaya i dyfuzor…

I co będzie, to będzie.

© 2023, Jo. All rights reserved.

5 Comments

Add Yours
  1. 1
    Quackie

    Bardzo dobry wpis, chyba faktycznie trzeba by odróżnić fotografię jako zapis rzeczywistości (tę reporterską) od fotografii jako techniki graficznej (podlegającej takiej czy innej obróbce, cyfrowej, ale nie tylko). Chociaż kiedy mamy tradycyjną fotografię na kliszy, to też niełatwe: dłuższe czy krótsze naświetlanie pod powiększalnikiem, dłuższe czy krótsze trzymanie w wywoływaczu też wpływa na wygląd, a nie zawsze jest intencjonalne (a co za tym idzie, nie zawsze jest aktem sztuki).

    No i oczywiście bardzo mi się podoba nawiązanie do tłumaczeń 🙂

    • 2
      Jo

      Wczoraj wałkowaliśmy ten temat z Piterem. I faktycznie przejście na fotografię cyfrową otworzyło nowe możliwości kreowania ostatecznego rezultatu, których nie dało się zrobić na kliszy. Nie podciągniesz jednym kliknięciem kolorów, nie zrobisz punktowo balansu bieli, nie rozmyjesz tła – że o bardziej skomplikowanych efektach nie wspomnę. Chociaż „skomplikowanych”… W aplikacji na smartfonie zrobi to każdy laik, nawet ja.

      Wrzuciłam wczoraj na Oberżynowego FB dwa zdjęcia: jedno przed, drugie po obróbce. Przy czym uprzedzam komentarze sprowadzające mnie i moje umiejętności do parteru: MOJEJ obróbce. Różnica jest znaczna, a ja tylko trzy razy przesunęłam suwaczek (i nawet nie jestem w stanie powiedzieć od czego i w którą stronę).

  2. 5
    Jo

    O kurka!
    Właśnie dowiedziałam się, że jutro mamy Dzień Tłumacza! Ten mój dzisiejszy wstęp o tłumaczeniach wyszedł naprawdę przypadkowo – drogą luźnych skojarzeń. Bo niektóre dylematy są co najmniej dziwne, kiedy się rodzą, a kilka(dziesiąt) lat później stanowią oczywistą oczywistość i nikt nie pamięta, że wyśmiewał prekursorów. Ja tam mam cały czas – mąż potwierdzi.

    Zresztą ze mną nigdy nie wiadomo… Na przykład wczoraj przeczytałam o śmierci Sir Michaela Gambona, a chwilę potem otrzymałam informację, że mogę już odebrać kupionego kilka dni wcześniej Dumbledora…

    Wiedźmom tak się zdarza.

Leave a Reply