Nic nowego, czyli jak wkurzyć matkę autysty.

Tym razem naprawdę im się udało. Zastanawiałam się, jak nowa władza wyślizga się z deklaracji dotyczących zrównania renty socjalnej z najniższym wynagrodzeniem. Poszli na taniochę i łatwiznę. Ponieważ propozycja zawarta w projekcie obywatelskim nie jest sprawiedliwa, nie damy kasy nikomu. I w ogóle niczego nie zrobimy. Wow! I nie wiedzieli tego składając przedwyborcze obietnice? To może nie powinni się brać za politykę?

Temat OzN (osób z niepełnosprawnościami) to gorący kartofel. Każda władza pragnie się go pozbyć, ale chętnie ubiera go we wstążeczki – zwłaszcza przed wyborami, albo jeśli trzeba przyłożyć opozycji. Tymczasem tu chodzi o ludzi. Ludzi już poszkodowanych przez los, których wszyscy mają głęboko w dupie (przepraszam za wyrażenie, ale naprawdę inaczej się tego nie da określić). Najlepszym tego dowodem jest składanie wyborczych obietnic, o których wiadomo, że są nie do zrealizowania. I powtarzanie ich kilkakrotnie po wyborach.


Czyli nie będzie większych pieniędzy. Nie będzie też innej formy wsparcia. Jednym słowem: mamy sobie nadal radzić sami. Jak do tej pory. Bo przecież tacy dzielni jesteśmy, więc z pewnością damy radę. Poza tym zdaniem wielu osób i tak dostajemy kupę pieniędzy za nic, więc powinniśmy być wdzięczni i cicho siedzieć. To ja wam powiem.

Renty chłopaków i mój zasiłek nie wystarczają na całą terapię i leczenie, jakie powinniśmy im (a teraz, po prawie trzydziestu latach mojego macierzyństwa do zadań specjalnych i mnie) zapewnić.

Gdybyśmy mieli „za darmo”, czyli w ramach NFZ, PFRON czy tam czego chcecie, psychologa, terapie ukierunkowane na poprawę funkcjonowania osób w spektrum (lista jak stąd do Nowego Jorku, więc nie będę wymieniać), rehabilitację ortopedyczną (to dla mnie), lekarzy kilku specjalności, ośrodki terapii zajęciowej i dziennego pobytu – nie pisnęłabym ani słowa. PRZYSIĘGAM.

Ale nie mamy.

Jedna terapia psychologiczna dla autysty kosztuje 250 zł. Raz w tygodniu. Razy dwóch autystów. Dwa tysiące miesięcznie. Bez szans. Bo to więcej niż połowa ich rent. A renta jest podobno na wszystko: mieszkanie, jedzenie, ubranie, opiekę medyczną…

Kuba od kilku dni znowu ma fazę rozpaczy. On nie rozumie, że nie ma dla niego niczego. NICZEGO. Nie ma zajęć, ośrodka, klubu, szkoły, pracy. On dla tego państwa nie istnieje. Poza tą niewygodną do płacenia co miesiąc rentą. Może ją sobie wziąć i zdechnąć – nikogo to nie obejdzie.

Wyczerpaliśmy własne pomysły. Nie wiemy, gdzie szukać. Nie mamy już siły. Nie mamy pieniędzy na prywatne zajęcia. Nie mamy pieniędzy na terapie (bo od biedy można by mu powiedzieć, że to jest jakaś forma zajęć poza domem…). I szczerze mówiąc marzę o tym, żebyśmy całą czwórką zginęli w wypadku samochodowym. Tylko żeby to była śmierć natychmiastowa, bez bólu.


Ile człowiek jest w stanie wytrzymać?

Sama sobie zadaję to pytanie.

Ostatnio coraz częściej.

© 2024, Jo. All rights reserved.

2 Comments

Add Yours
  1. 1
    Dagmara Solecka

    Jo, no przestań. Nie rób/cie mi tego. Wiem, że przemawia przeze mnie egoizm, ale…

    Byle do maja, co?…. A później do świąt, i do następnych świąt i znów do maja, albo czerwca….i.t.d. 😘

Leave a Reply