Lekcja szachów.

Znacie to powiedzenie o lekcji, na której powtarzanie jesteśmy skazani, dopóki jej nie zaliczymy? No to ja mam wrażenie, że biorę udział w lekcji szachów. Niby znam zasady, wiem jak chodzą figury i nawet umiem je prawidłowo ustawić na szachownicy, ale ciągle popełniam jakiś błąd i dostaję bęcki. Rozkłada mnie taktyka, gubię niuanse w ruchach przeciwnika i budzę się dopiero, kiedy mi zgarniają z pola królową. A na dodatek wiem, że gram z doświadczonym przeciwnikiem, można śmiało powiedzieć, że arcymistrzem, który traktuje mnie jak niedouczonego dzieciaka z przedszkola. Znaczy pobłażliwie. Ale nie zamierza niczego ułatwiać. Mam się nauczyć.

Z jednej strony jest to cholernie wkurzające, bo ja wiem, że on wie, co powinnam zrobić, żeby nie położyć partii i choćby zremisować, ale skubaniec nie zamierza mi podpowiedzieć, a ja naprawdę stoję na środku szachownicy jak ta dupa i nie wiem, co zrobić. Z drugiej: odrobinę mnie ta cała gra pociesza, bo delikatnie sugeruje, że jakieś wyjście jest. To trochę jak z dzieckiem, nad którym roztaczamy dyskretną opiekę i nie interweniujemy, dopóki nie próbuje wepchnąć gwoździa do gniazdka elektrycznego. Bo mam nadzieję, że gdyby było granicznie źle, to jednak mój nauczyciel zlitowałby się nade mną i choćby wymownym wzrokiem wskazał właściwy pionek do przesunięcia.

Ten nauczyciel, to Życie.

© 2024, Jo. All rights reserved.

1 Comment

Add Yours
  1. 1
    Jo

    Pozostając przy hazardzie (no patrzcie, nawet metafory wychodzą tu nadzwyczaj udanie): przeczytałam wczoraj u mojej dawnej profesorki (noż kurna znowu mamy „Kiedy uczeń jest gotowy, pojawia się nauczyciel” – ale żeby TAK DOSŁOWNIE???) polecajkę karcianą:

    Każdy z nas otrzymuje od życia indywidualną talię kart. Specyficzną i jedyną dla siebie. Nikt inny nie ma takiej samej, chociaż czasami u różnych osób, niektóre karty powtarzają się.
    Nie rozegrasz swojego życia zaglądając w karty innych. Masz możliwość grania tyko własną talią i to od Ciebie zależy czy w pełni ją wykorzystasz czy tylko będziesz płakać nad tym, że w twoim odczuciu ktoś inny ma ciekawsze karty; więcej figur, a mniej blotek. Więcej kierów, a mniej trefli. Że ktoś zebrał same asy, a ty borykasz się z dwójkami.
    Zła wiadomość to ta, że nie jesteś w stanie temu drugiemu zabrać tych asów; dobra, że te dwójki to są TWOJE dwójki i tylko one są w stanie sprawić by twoje życie było spełnione, twórcze i piękne. Asy innych osób nie mają takiej mocy.
    Przypatrz się swoim kartom. Z całej talii Wszechświata miałeś szczęście otrzymać właśnie te, a nie inne. Wszechświat to dobry krupier, wie komu jakie karty ma rozdać. Zaufaj mu. To rozdanie jest niesamowicie ważne. W nim toczy się walka o najwyższą stawkę, o twoje życie. I tylko swoimi kartami możesz ją wygrać.
    Nie wiem jakimi kryteriami posługuje się Wszechświat rozdając każdemu z nas takie, a nie inne karty. Nie wiem. Mogę jedynie, bazując na własnym doświadczeniu powiedzieć, że to łebska instytucja ten Wszechświat i wie co robi. Wie jakie karty potrzebne są bym wzrastała, bym ewoluowała wraz Nim. Bym poszerzała swoją świadomość i mogła odnaleźć się w szerszym kontekście niż ten, który zamyka mnie w ciasnej pułapce własnego ego.
    Z własnego, dużego już doświadczenia wiem, że dopiero porzucając nadzieję na pozyskanie kart spoza mojego układu, znajduję spokój i spełnienie. Wraz z odnalezieniem swoich kart, odnajduję słodycz życia, tę wisienkę na torcie, która sprawia, że wszystko nabiera takiego eksluzywnego wymiaru, mojego wymiaru.
    Z własnego, dużego już doświadczenia wiem, że pogodzenie się i uznanie własnego rozdania jest procesem trudnym i bolesnym. Potrzebuje pokory, potrzebuje wylizania ran, które porobili nam nasi rodzice, kultura, cywilizacja. Potrzebuje czasu. Potrzebuje pogodzenia się ze sobą. Potrzebuje uznania swojego rozczarowania i smutku, który za nim stoi.
    Zauważ ile masz blotek, figur, asów. Czy masz je w ogóle. Zauważ czym dysponujesz. Jakie są twoje atuty. Jakie są twoje karciane zasoby. Tylko na nich się skupiaj. Zostaw to wszystko czego nie ma w twojej talii. Spokojnie zauważ te braki i deficyty, gdyż one również mają wpływ na twoje życiowe, ale nie przywiązuj się do nich, gdyż nawet i Salomon z pustego nie naleje, a ty tym bardziej nie zbudujesz swojego życia z kart, których nie masz. No chyba, że jesteś magikiem, ale i wówczas ten zbudowany świat będzie światem fantasmagorii, a nie realną rzeczywistością.
    Skup się na własnym rozdaniu. Nie wygrasz gry nieustannie próbując grać kartami, których nie masz. Wyliż rany, pokochaj swoje karty i idź własną drogą.
    Aha i pamiętaj. Każda talia kart ma w swoim zestawie Jokera!
    Hm, i jeszcze jedno. Tak naprawdę to my nie widzimy naraz całej danej nam talii. Widzimy tylko te karty, z którymi w danym momencie musimy dojść do ładu, z którymi musimy się ułożyć. W momencie, gdy już je zaakceptujemy i pozwolimy im się prowadzić, ten kasynowy hochsztapler, Wszechświat, odkrywa nam kolejne karty. I tak naprawdę nigdy nie wiesz czy nie ma dla ciebie jakiegoś asa w rękawie.
    Tekst: Alicja Chlasta

    https://www.facebook.com/Alcha.Osrodek.Rozwoju/
    https://alcha.pl/

    Powiem tylko tyle: dawno nie trafiłam na coś tak idealnie korespondującego z moimi życiowymi wnioskami.

Leave a Reply