Z Nowym Rokiem

Czy jeszcze ktoś pomyślał sobie, że skoro nowy rok zaczyna się w poniedziałek, to jest to jakieś szczególne Nowe Otwarcie i, przynajmniej z założenia, wszystko jest możliwe?

Właściwie chciałam ten wpis zacząć od „Spędziłam dziś sporo czasu u lekarza…”, ale bądźmy szczerzy: po takim wpisie nikt by tu nie został. Jestem pewna, że przewracając ze znudzeniem oczami polecielibyście na jakieś ciekawsze strony w Internecie. Mam rację, prawda? Tymczasem moje noworoczne postanowienie doprowadzenia się do stanu użyteczności przyniosło również humorystyczne akcenty i nie było jedynie pasmem cierpienia. To znaczy po tym, jak już wróciłam do domu i zakopałam się pod kocykiem, termoforem i Luną. Bo wcześniej to tak trochę nie za bardzo.

Zacznę od tego, że padał deszcz. W zasadzie nadal pada, co mnie nie nastraja zbyt optymistycznie, bo musimy odebrać BlueBoya z łucznictwa, na które wysępił siedem dych, których mu brakowało do karnetu, przez półtora dnia nie warcząc do brata i bez słowa sprzeciwu sprzątając ze stołu po zaledwie dwukrotnym upomnieniu. Za każdym razem, rzecz jasna. No nie bądźmy naiwni, to było siedem dych, nie tysięcy. W każdym razie wychodzenie gdziekolwiek w taką pogodę jest sprzeczne z moim dekalogiem przetrwania i staram się nie, ale tak się złożyło, że ostatnie tygodnie spędziłam w dość trudnej kondycji, wskazującej na nasiloną neuralgię. A że nic nie pomagało oraz przekonałam się, że nie mogę stosować leków przeciwbólowych, to zrezygnowana powlokłam się dziś do lekarza, bo dłużej nie dało się tego wytrzymać.

Oczywiście u lekarza wszystkie dolegliwości natychmiast mi przeszły, a po dokładnym czterdziestominutowym badaniu miałam tak dość, że… zaczęłam bezwiednie okłamywać lekarza, żeby tylko wreszcie stamtąd wyjść. Jedynym, co mnie powstrzymywało przed ucieczką, był Piter po drugiej stronie drzwi, który w razie potrzeby zawlókłby mnie z powrotem do gabinetu, a to – przyznajmy, byłby już spory obciach.

Tak się złożyło, że podczas wywiadu wyszły te moje autystyczne chłopaki. No bo musiałam coś odpowiedzieć na pytanie o charakter wykonywanej pracy. I dalej już było zabawnie, przynajmniej do badania stawów, po którym to chciałam uciekać. Bo pani doktor mnie zapytała retorycznie, czyli raczej stwierdzając, czy mam jakąś pomoc, na co ja jej również retorycznie odpowiedziałam, że nie. I ona się zaśmiała, że jakie to żarty się pacjentki trzymają po świętach, po czym śmiech jej zamarł na ustach, bo zorientowała się, że ja tak serio serio. Po trzecim zdaniu na temat sytuacji autystów po skończeniu edukacji, przerzuciła się na sprawdzanie mojego stanu zdrowia, informując, że nie chce być niemiła, ale w tej sytuacji ja muszę być jak najdłużej na chodzie. I zupełnie nie wiem dlaczego na moją subtelną sugestię, że chyba powinnam wyjechać na pół roku do sanatorium, odpowiedziała, że „raczej powinnam w nim zamieszkać”…

Ostatecznie spotkanie zakończyłyśmy zgodnym wnioskiem, że nie ma czym mnie leczyć, bo nie toleruję leków, które się podaje w takim przypadku. Niefart polega na tym, że chodzi o leki przeciwbólowe i przeciwzapalne, więc jak by to delikatnie ująć: dupa. Metaforyczna. Może mało elegancko, ale naprawdę bardzo się powstrzymuję,żeby nie polecieć Himilsbachem, który byłby tu o wiele bardziej adekwatny.

I pierwsza myśl, jaka mi przyszła po tym wszystkim do głowy, była taka:

Powinnam teraz napisać książkę o tym, jak być szczęśliwym.

No bo przecież w takich okolicznościach zawsze przychodzą mi do głowy najbardziej idiotyczne z idiotycznych pomysły, prawda?

Pomyślę o tym. Jutro. A do tego czasu uprzejmie prosiłabym o niedenerwowanie mnie. No chyba, że chcecie dołączyć do Klubu Pitera, który na pytanie: „Myślisz, że taka pierzga i LifeWave pozamiatają? Mnie również?” odpowiedział: „MAM NADZIEJĘ.”

Szczęśliwego Nowego Roku!

© 2024, Jo. All rights reserved.

2 Comments

Add Yours
  1. 1
    Quackie

    Aż musiałem sprawdzić, co to pierzga.

    I działa? Porównywalnie do plastrów?

    Tak czy inaczej – zdrowia w nowym roku. I jeszcze dłużej.

Leave a Reply