Volterra 2022

Od niedawna Volterra jest podobno „miastem wampirów” (czy tam wilkołaków – przyznam ze skruchą, że nie wiem, bo nie jestem fanką Stephenie Meyer). Nam kojarzy się jednak z Etruskami i marmurem. I prawdę mówiąc wolałabym, aby tak zostało.

Nie byliśmy tu kilkanaście lat. Tak bliżej dwudziestu. Dostałam wtedy od Pitera Ombra della Sera, która stoi teraz na naszym kominku. Pomyśleliśmy, że skoro jesteśmy tak blisko, warto odświeżyć wspomnienia. A dodatkowo los nam sprzyjał, bo Jakub miał chwilową przerwę w swoich wakacyjnych dolegliwościach. Tak jakby…

Zacznijmy od parkingu, bo to jest najbardziej newralgiczny punkt we włoskim giro. Volterra jest (suprise!) otoczona murem, za który wjechać mogą jedynie mieszkańcy (i to nie wszyscy) oraz dostawy i służby miejskie (surprise! surprise!). Turyści muszą zostawić samochód na jednym ze znajdujących się za murami parkingów. Na ogół zatrzymywaliśmy się koło amfiteatru i naprawdę nie wiem dlaczego tym razem Piter postanowił inaczej.

Wbiliśmy się na jedno z ostatnich wolnych miejsc. I od razu zauważyliśmy nieprzewidzianą atrakcję: dość długą kolejkę do parkomatu.

Był problem. Tak, też z Jakubem-Który-Nie-Cierpi-Czekać, ale głównie z terminalem. Po kolei przedstawiciele różnych narodowości odchodzili od automatu klnąc w swoich językach, bo automat nie przyjmował kart. Żadnych. Nastrój w kolejce zrobił się taki trochę jakby piknikowy, ale był to piknik wyjątkowo wkur…zonych piknikowiczów. No i podszedł do urządzenia Piter, wsunął kartę, zapłacił. Odchodząc rzucił: „Nie pożyczam swojej karty!!!”.

Uniknęliśmy śmierci chyba wyłącznie dzięki temu, że kolejkę zamurowało.

A chwilę później, kiedy dotarliśmy do chłopaków przy naszym samochodzie, mijająca nas Polka (która zaparkowała swoje holenderskie auto tuż obok) podpowiedziała: „Następnym razem skorzystajcie z aplikacji. Bo ten parkomat często jest zepsuty!”.


Ruszyliśmy na zwiedzanie. Od zupełnie innej strony, niż zawsze, więc była to przygoda pod znakiem zgadywania, w którą stronę powinniśmy pójść?

Volterra to dziwne miasto. Zawsze mam wrażenie, że życie toczy się za zamkniętymi bramami. Wystarczająco grubymi, żeby się odizolować od nieproszonych gości. Uliczki, jeszcze węższe niż w Sienie, prowadzą donikąd i ciągle się w nich gubimy. W jednym punkcie informacji turystycznej przy głównym palu przed ratuszem można dostać plan miasta gratis, w drugim – po przeciwnej stronie, każą płacić. Zupełnie jakby chciano się pozbyć intruzów zakłócających spokój. Więc może coś z tymi wampirami jest jednak na rzeczy?

Idziemy dalej. Szukamy Etrusków.

Wreszcie dochodzimy do znanej nam bramy położonej koło amfiteatru. To tu, na placu zabaw, siedziałam dwadzieścia lat temu z chłopakami, kiedy odmawiali jakiegokolwiek zwiedzania, a Piter chciał porobić jeszcze trochę zdjęć. Albo poszukać dla mnie tej Ombra…

Wstęp do amfiteatru jest odpłatny. Chyba, że jesteś grupą z dwoma autystami na pokładzie. Podobnie jak w Weronie, tu też osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie mają wstęp bezpłatny. Przydało się ćwiczyć odpowiednie formułki 😉 Dodam jeszcze, że zarówno w kasie amfiteatru, jak i we wszystkich pozostałych spotkaliśmy się z dużą życzliwością: nie tylko otrzymaliśmy bilety, ale dowiedzieliśmy się, że na karnet możemy wejść do pozostałych miejskich muzeów i dostaliśmy mapkę, na której były zaznaczone! Bardzo odmienne podejście do polskiego „No dobrze, niech wejdzie. Tylko żeby niczego nie uszkodził.”

Potrzebowaliśmy na chwilę gdzieś usiąść, zjeść obiad, odpocząć. Zanim ruszymy na dalsze poszukiwania Etrusków. Wróciliśmy więc do centro, oglądając po drodze wystawy. No bo te marmury i tak dalej.

Usiedliśmy w ogródku bardzo przyjemnej restauracji Il Giardinetto przy Piazza XX Settembre. Podawali pizze anche a pranzo, co nas niezmiernie ucieszyło. To znaczy tak dokładniej, to Piter i ja wzięliśmy pastę (bardzo dobrą), bo pizza na obiad to jednak nieco za dużo, ale Panicze nie mieli takich obiekcji.

Zdjęć nie będzie, bo pojawił się problem. Otóż Piter odkrył, że kończy się czas parkowania. A parking mieliśmy tak po przekątnej Volterry. Natomiast muzeum, do którego zmierzaliśmy, znajdowało się jakieś trzy domy od restauracji. Była to pewna komplikacja, bo kurs do samochodu i powrót na Piazza XX Settembre absolutnie nie wchodził w grę. Moje czekanie z chłopakami, aż Piter obróci w obie strony też nie. I wtedy przypomniałam sobie o parkingowej aplikacji, o której wspominała holenderska Polka! No i sami rozumiecie: Piter nie ma roamingu, więc ja na swoim telefonie szukam tej aplikacji, instaluję, potem szukam parkingu, na którym stoi nasz samochód, doklejam swoją kartę płatniczą, nie – nie tę! tamtą!!! na litość boską Jo! weź tę walutową!!! i tak dalej.

Przedłużyliśmy parking, znaleźliśmy muzeum. W ostatniej chwili, bo Jakub właśnie postanowił zwymiotować obiad.

Na półkach od podłogi do sufitu. Sala za salą. Na trzech piętrach. Pozostałości po ludziach, którzy kiedyś zamieszkiwali te ziemie… Wiem, że to historia. Że artefakty. Ale na mnie to spiętrzenie kulturowego dziedzictwa działa zawsze przygnębiająco. Włosi wykopywali te urny, posążki i garnki w całej Toskanii i przywozili wszystko do muzeów! Można obejrzeć w nich fragmenty posadzek i zdjęte ze ścian tablice… Sama wizja tego wyrywania świadectw istnienia Etrusków z miejsc „wiecznego spoczynku” działa na mnie dołująco…

Potrzebowałam powietrza. Na klatce schodowej było uchylone okno. A za nim, na wyciągnięcie ręki widać było drugie okno, zza którego dobiegały odgłosy jedzonego przez rodzinę obiadu.

Świetna puenta do moich filozoficznych rozterek…


Czas kończyć wycieczkę. Wracaliśmy, ku naszemu zdziwieniu pamiętając drogę. Wsiadając do samochodu zauważyliśmy dziwną scenę na balkonie vis-à-vis: stojąca na nim Signora kręciła korbą i coś wciągała na górę. Z ulicy.

Torbę z zakupami.

© 2023, Jo. All rights reserved.

7 Comments

Add Yours
  1. 1
    makowka9

    Świetne takie wakacje śladami dawnych wspomnień. A że bywały momenty trudne?
    Cóż…łatwo i miło już było.

  2. 5
    Krzysztof Leon Eliasz Jakub (kley)

    no teraz to mi się podoba, w takiej szacie graficznej pomyśleć można o zebranie całości może w jedną książkę?

Leave a Reply