
Tak się dziwnie w tym roku złożyło, że zarówno Dzień Matki, jak i Dzień Ojca świętowaliśmy pizzą. I to nie domową.
Z Dniem Matki było tak, że ja (niespodzianka!) nie obchodzę, ale moja matka owszem, a na dodatek tuż przed są moje imieniny. Więc tak jakoś wyszło, że niechcący pojechaliśmy do Łodzi na pizzę. I nawet Madre poniewczasie się zorientowała, że ej! przecież ta niedziela, to będzie Dzień Matki!
Więc przyjechaliśmy na pizzę do PizzaNowa, a potem poszliśmy na spacerek do Marlenki i naprawdę BlueBoy mógłby o tym napisać…
Dzisiaj zaś mamy ten Dzień-NieBądźJakDarthVader-Ojcaaaa, a kim ja jestem, żeby mężowi mówić, co mu wolno świętować, a co nie. No i jutro jest Jana, więc teges…
Nasz lokalny Jan ma ulubioną restaurację. Pizzerię Dolce Far Niente na Kabatach. Niedaleko naszego starego mieszkania. I bardzo chciał tam iść na swój imieninowy event. Ale jutro chłopaki mają tenis wieczorem, a rezygnacja z treningu na rzecz pizzy nie bardzo wchodzi w grę. Zwłaszcza jeśli dałoby się mieć obie te atrakcje.
I ostatecznie poszliśmy dziś na pizzę, co mnie osobiście bardzo rozbawiło w kontekście pizzy z okazji Dnia Matki.
Będzie peesik 🙂
Otóż Pani Kelnerka podzieliła się z nami refleksją, że jej mąż, który robi tu pizzę od 20 lat, rozpoznał chłopaków. Że ten jeden, to tu przychodził jako taki mały szkrab, patrzył na pizzaiolo i mówił: „Ja też kiedyś będę robić pizzę!”. I BB się po prostu rozpłynął w zachwycie, że go rozpoznają. Bo my faktycznie od lat tam bywamy, tylko nieregularnie.
© 2024, Jo. All rights reserved.