Mrówki

Szanuję. Podziwiam. Nienawidzę.

Może nie jak osy i komary, ale ostatnio intensywnie.

Wszystko zaczęło się od skolonizowania naszego Marcepanowego Ogródka. Bo Ogródek, czekając na media na Ziemi Przodków, stał się ekooazą dla całego mikroświata. Nie porządkujemy, nie pryskamy – no to co się dziwić, że wszystkie te cholery przylazły do nas i czują się jak w raju.

Niepomna akcji z myszami – zaczęłam ekologicznie. Bo te mrówki siedziały w skrzyni z pomidorami i truskawkami. Truskawek w tym roku nie zobaczyliśmy, pomidory nas niepokoją, a mrówki zasiedliły cały ogród. Walka z nimi przypomina próby uzyskania jakiejś formy wsparcia systemowego dla rodzin z autystycznymi dziećmi. Ale to temat na osobny wpis, bo mrówki i autystyczne dzieci na raz mogą zabić.

No i od kilku dni coraz częściej widywaliśmy jakąś mrówkę w dom. Aż dzisiaj odkryłam mrówki w kredensie, na żarciu, na ścianach, ale przede wszystkim: w szczelinach przy podłodze. Tych, o które zaszpachlowanie proszę od dziesięciu lat i zawsze nie w porę.

Dobijają mnie, bo ja nie-na-wi-dzę niedokończonych rzeczy. Serio. Normalnie boli mnie brzuch i mam mdłości. Całe dzieciństwo spędziłam w wiecznie niedokończonym mieszkaniu, potem w dorosłym życiu było podobnie. I szlag mnie trafia przy każdym rozgrzebanym temacie, bez względu na to, czy jest to brak listew przypodłogowych, budowa domu na wsi, czy częściowo zrobiony porządek albo niedokończona lektura.

Ale mamy teraz te mrówki. Łażące po świeżo pomalowanych przez Pitera ścianach. Więc jeśli groźba rozsmarowywania ich na summer wine white nie zadziała na mojego męża motywująco, to pozostanie mi chyba wyłącznie przeprowadzka.


Siedzimy w grobowych nastrojach przy tym mrówkowym śniadaniu. I mnie się nagle przypomina Portugalia… 1992 jeśli dobrze pamiętam… Seminarium nt. strategii politycznych (tak się składa, że nie zawsze byłam odmóżdżoną kurą domową). Quinta di Ribafria. I w każdym pokoju, w szafce nocnej, elektrofumigatory.

Był luty, nic nie latało nadmiernie w powietrzu, ale po posiadłości pałętały się mrówki. I to właśnie na nie były elektrofumigatory. Więc moje synapsy dokonały ostatniego wysiłku i połączyły kropki, a ja wezwałam męża, do odszukania w garażu porzuconych elektrofumigatorów. Może zadziałają i w Polsce?

Pytanie tylko: na kogo? Na mrówki, czy na mnie? Bo elektrofumigatory działają na drogi oddechowe. Piter mówi, żebym się nie denerwowała, bo nie jestem mrówką. Ale ze mną to nigdy nie wiadomo, więc pozostaję w takiej pewnej niepewności.

Trzymajcie kciuki.

© 2024, Jo. All rights reserved.

11 Comments

Add Yours
  1. 5
    Tetryk56

    Mieszkam w bloku. Mrówki, tzw. faraonki, zasiedliły go chyba w rok po nas, i nie było na nie sposobu. Podczas prysznica obserwowałem pielgrzymkę mrówek po skraju kafelków. Sięgając po chleb, najpierw musiałem wytrzepać z niego mrówki. Mimo to, gdy w pracy wyciągałem drugie śniadanie, znów trzeba było wytrzepywać… Ile kilogramów zjedliśmy nieświadomie — nie da się policzyć.
    Epopeja trwała kilka lat. Żadne specyfiki, pryskania, plastry czy płytki zapachowe nie pomagały (to było dosyć dawno, teraz może są skuteczniejsze). Potem gdy już prawie przywykliśmy, zaczęły znikać i od tego czasu się nie pojawiły.
    Trzymam kciuki za wasze fumigatory!

    • 6
      Jo

      O matko… Ja nie mam siły, żeby teraz jeszcze walczyć z mrówkami… Od miesięcy nie było jednego spokojnego dnia.
      Życie mnie przerasta.

Leave a Reply