Nie sądziłam, że powrót do kompletowania wyprawki plastycznej i prania trampków tak mnie ucieszy. Serio. Przy czym oczywiście to pranie odbyło się very last minute i wprawdzie trampki zdążyły wyschnąć, ale plecak d. szkolny nie, więc mamy lekki poślizg organizacyjny. Nie przygotowaliśmy również rozpiski z menu termosowym i mam wrażenie, że o czymś ważnym zapomniałam, ale ruszyliśmy. Z tego przysłowiowego skrzyżowania.
Komuś może wydać się żałośne śmieszne, że ja tu się entuzjazmuję kredkami i szkicownikiem. I ja to rozumiem. U mnie też cała ta nasza sytuacja budzi bardzo podobne emocje. W normalnym życiu mój dwudziestosiedmioletni syn prowadziłby własne, samodzielne, dorosłe życie i wpadał na niedzielne obiady, albo pożyczyć kasę. Ewentualnie. Ale nasze życie jest od normalności odległe o kilka galaktyk, więc pozostają nam kredki i blok do akwareli. I dajmy już temu spokój.
Ekspress do Hogwartu oznacza w tym konkretnym przypadku powrót do Klubu. Tak, tego Klubu, z którym rozstaliśmy się dwa lata temu, po krótkim i nieudanym romansie. Jednak życie płynie, a ja nadal uważam, że tego typu placówki są jedynym sensownym rozwiązaniem dla dorosłych niesamodzielnych autystów i ich opiekunów. Jak będzie? Zobaczymy. Kuba od kilku dni chodzi i śpiewa radośnie, więc nastawienie ma optymistyczne. My również, bo półtora roku Kuby siedzenia w domu było bardzo ciężkie. Dla nas wszystkich.
Trzymamy więc kciuki. Za Jakuba. Za Klub. I za to, żeby takich miejsc było więcej. Dużo więcej. Wszędzie. Żeby dorośli autyści mieli szansę na wyjście z domu i robienie fajnych rzeczy. Bez rodziców. Żeby do tego kraju dotarło choć trochę normalności i wsparcia dla ludzi z urodzenia pozbawionych szans na normalne życie.
Trzymajmy kciuki. Może wreszcie coś się zmieni.
© 2024, Jo. All rights reserved.