
Zapomniałam o torcie.
Przypilnowałam prezentów. Zapakowałam je. Wzdychałam nostalgicznie, kiedy FB podstawiał mi torty z poprzednich lat, również te wielokrotne, kiedy Janek miał w domu dwie imprezy i dodatkową w szkole, i na każdą potrzebny był tort, więc toczyły się dyskusje: który kupujemy, a który będzie ten nasz, tradycyjny. I NIC. ZERO REFLEKSJI.
Więc kiedy rankiem, w dniu urodzin, BB przyszedł do mnie ze smutną miną pytając: „Mamo, czy będzie torcik?”, to po prostu umarłam.
Było sporo zamieszania. To prawda. Bo od dwóch tygodni z hakiem mamy tu idiotyczne perypetie z fundacjami, terapiami i psychologami. Oraz z domowym budżetem. I przyjazdem Key, który raczej powinno się nazwać „wpadła, jak po ogień”, chociaż sensu w tym powiedzeniu za grosz. I to wszystko mogło, powtórzę: mogło nieco człowieka zamulić, ale żeby aż tak???
Oczywiście poleciałam robić ten tort. A prezenty były marzeń – na niektóre BB zbierał pieniądze od miesięcy. I dzień sfinalizowaliśmy fast foodem z atrakcjami. Ale pozostał we mnie niepokój. Bo dwa miesiące temu zapomniałam o imieninach Pitera… A ja nigdy o niczym nie zapominałam…






Sto lat, synku! I żebyś szedł przez życie szczęśliwy.
© 2024, Jo. All rights reserved.