Kuba kończy dziś 27 lat. I w zasadzie byłyby to urodziny, jak każde inne, gdyby nie pewien szczegół.
Wyjątkowość tych urodzin polega na tym, że Kuba urodził się, kiedy miałam… 27 lat. I chociaż na co dzień unikam takich sentymentów, trudno mi dzisiaj nie dać się złapać bardzo emocjonalnym refleksjom.
Nigdy nie zadaję sobie pytania: Co by było, gdyby? Jak wyglądałoby nasze życie, gdyby nie autyzm? Jak wyglądałoby Kuby życie, gdyby mógł żyć normalnie? Co by robił? Co by lubił? Kim byłby?
Takie pytania wbijają nóż w serce. Serie noży. Jeden po drugim. Więc ich unikam. Ale dzisiaj nie jestem w stanie przed nimi uciec. Podobnie jak przed cisnącymi się bezpardonowo wyobrażeniami, jak mogłoby wyglądać życie Jakuba bez autyzmu i jak bardzo różni się jego dwadzieścia siedem lat od moich.
27 urodziny. Wyjątkowo wiedzieliśmy, co Jakub chciałby dostać w prezencie, bo konsekwentnie przypominał nam od pół roku z kawałkiem. NINTENDO SWITCH. A że on bardzo rzadko ma konkretne życzenia, to stanęliśmy na wysokości zadania i o poranku konsola wjechała do Kuby pokoju.
I natychmiast okazało się, że: nie ma polskiej instrukcji obsługi, ani polskiej wersji językowej, ani szkła ochronnego na ekran… Bo (sorry, ale muszę użyć słowa jak zwykle) Piter ograniczył swój udział do kupienia prezentu, ale już nie przywiązał wagi do ciągu dalszego, czyli odpakowania i sprawdzenia wszystkiego przed wręczeniem do solenizantowi. A zauważę jeszcze, że podobny cyrk mamy za każdym razem, kiedy Kuba dostaje jakieś urządzenie, które nie jest gotowe do użycia. Od lat.
Jakub dostając w ręce wymarzony prezent oczekuje, że go włączy i od razu zacznie używać. Przechodziliśmy piekło przy tablecie, który nie miał zainstalowanego odpowiedniego oprogramowania, walkmanach bez wgranych ulubionych utworów, niepodłączonego do internetu translatora i laptopa, z którym coś tam było nie do końca OK. I dziś Piter dał mu rano wyczekaną konsolę, której nie mogliśmy uruchomić. Po czym poszedł do pracy, zostawiając Jaśkowi i mnie Kubę na granicy histerii. No to tyle, jeśli chodzi o współpracę w tym domu.
Jak już udało nam się w miarę opanować sytuację, a Kuba nawet zdołał chwilę pograć w nową grę, zanim padła bateria w konsoli (bo przecież nikt jej nie podładował wcześniej, prawda?), to oboje z BlueBoyem mieliśmy ochotę upić się ze zmęczenia, ale nie wypadało, bo do południa daleka była droga. A, no i BB nie pije, co znacznie komplikowało zastosowanie tego rozwiązania 😉
Umówmy się, że szału nie było. Przynajmniej do czasu, kiedy zabraliśmy chłopaków na drugą część urodzin. Niespodziankową. I wtedy, było tak:
Urodziny zostały uratowane! Konsola działa. Jasiek szybciorem podjechał po ochronną naklejkę. Podobno gra jest fajna. W Buldog Pubie burgery podają odpowiednie. Kubie trochę było przykro, bo to chyba pierwsze urodziny, o których pamiętały ze trzy osoby spoza domu, a on ma duszę małego dziecka. Cóż – kiedyś trzeba dorosnąć, chociaż to bolesne.
Daliśmy radę. Jakub też 🙂
© 2024, Jo. All rights reserved.