Wina

Zaatakowały mnie dziś z rana dwa przekazy. Ot tak sobie wskoczyły do mojego telefonu podczas rutynowej porannej prasówki.

W zasadzie brzmiały podobnie.

Przestańcie używać argumentów: to przecież jest twój ojciec/twoja matka/twój brat/twoja siostra. Toxic is toxic. Bez względu na to, czy w rodzinie, czy poza nią. Masz prawo odejść od ludzi, którzy nieustannie cię krzywdzą.

Jeśli ktoś spieprzył bycie rodzicem, nie ma prawa przerzucać odpowiedzialności za rezultaty na dziecko. Powiedzmy to sobie otwarcie: dziecko nigdy nie jest winne – to dorośli ponoszą winę za nieprawidłowe relacje. A niewdzięczne dziecko jest zawsze (!) rezultatem popełnionych przez błędów.

Te błędy mają różne źródło. Wynikają z własnego wychowania, z doświadczeń, albo ich braku, z niewiedzy, z niewłaściwie pojmowanego rodzicielstwa. Czasem spowodowane są zaburzeniami osobowości rodzica lub jego chorobą. Ale nigdy nie są winą samego dziecka.

Pytanie brzmi: Ilu rodziców potrafi przyznać, że zawaliło? A ilu uważa, że zrobili wszystko, jak trzeba? Z podkreśleniem tego ostatniego. Bo na przykład nadmierna pobłażliwość czy wyręczanie dziecka we wszystkim i spełnianie jego zachcianek jest totalnie niewychowawcze, czego rezultaty zbiera po latach wielce zdziwiony niewdzięcznością potomka rodzic.

Rodzic i dziecko. Najbliższa więź, która czasami staje się najodleglejszą z możliwych.

© 2024, Jo. All rights reserved.

4 Comments

Add Yours
  1. 1
    ewafrykowska

    Bardzo zasmucające są te dzisiejsze refleksje. Chociaż nie zaskoczyły mnie, to jednak jest mi bardzo przykro. I Ty Jo wiesz dlaczego.

    • 2
      Jo

      Akurat TY jesteś rzadkim przykładem tego, że można. Przemyśleć. Zmienić podejście. Odbudować relacje. Mało którego rodzica stać na to. Więc ja bym na Twoim miejscu była dumna z siebie, a nie zasmucona.

      Pomyśl o tych wszystkich rodzicach, którzy nie są w stanie zdobyć się na autorefleksję i przyznać, że coś spartolili.

      I jeszcze jedno: jako rodzic, sama wiem, jak łatwo jest wpaść w pułapkę samozadowolenia (że wszystko robię OK) i przerzucania winy na dzieci (no bo one takie są i ja nic na to nie poradzę). Dłuuuga była moja droga do zrozumienia, że we wszystkich problemach jest choćby cień mojej niewiedzy, lenistwa, braku siły, nierealnych oczekiwań itd. Nie, żeby mi z tą świadomością było łatwiej…

  2. 3
    dasiagallery

    Ja. Ja czuję się winna. Czemu? Moje Żuki mają problemy z relacjami. (starszy, mam nadzieję, ocknął się i stanął trwale na nogi z Koleżanką Justynką).
    Wszystkie moje relacje z mężami (jak wiesz, sztuk 3), to była katastrofa. Chociaż z Żukowym Tatą była miłość, taka naprawdę. Ale gdy zaczęło się psuć, byłam zajęta ratowaniem, odbudowywaniem, spłacaniem długów i.t.d. i wszystko dla dzieci… A przy okazji straciłam z oczu ich emocjonalne dojrzewanie… Nie mając wsparcia w partnerze pozwoliłam, wydawało mi się, ze są samodzielni i zbyt wcześnie uznałam żuczki za mądrych samych w sobie.
    A moja nieustająca wiara w człowieka/partnera i nieskończona naiwność przyciąga widać do mnie ludzi….przynajmniej dziwnych, (z psychopatą łącznie).
    Na szczęście jestem już stara 😉 a nawet samodzielna. To już nikogo nie przyciągnę 😉
    Mogę się skoncentrować na Żukach moich. Wesprzeć, wysłuchać, doradzić – o ile…. ech….
    O ile zechcą….

    • 4
      Jo

      Bycie rodzicem to jest najtrudniejszy zawód na świecie. A jak się nie ma właściwych, solidnych wzorów, to skąd wiedzieć co i jak robić? I tak się przekazuje błędy z pokolenia na pokolenie… A jak do tego dojdą inne problemy, to już w ogóle gleba.

      Ja mam poprzeczkę zawieszoną pod sufitem, ale bardzo się staram nie powielać błędów przodków. Pewnie robię inne – to już mogą ocenić tylko moi synowie. Bardzo to przygnębiające.

      Kciuki trzymam za Twojego Żuka, żeby mu się poukładało sensownie.

Leave a Reply