Albo taka sytuacja, kiedy od kilku dni towarzystwo szykowało się na wycieczkę do Arkadii (galerii handlowej, nie parku Heleny Radziwiłłowej), a kiedy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że coś jest bardzo nie tak i właściwie nikt nie wie co oraz dlaczego.
Zrobię pauzę dla złapania oddechu po tych wersalikach i zaraz wracam.
Trzeba było jakoś ratować sytuację. Po omacku. Tyle, że nic nie działało. Nawet to, co na ogół działa. I nie wiadomo było dlaczego.
BlueBoy wkręcił brata w szukanie wielkanocnych jajek w sklepie lego, ale to było trochę za mało. Uratował nas empik. A w empiku PIKACHU. Świecący i gadający PIKACHU. I ja słowa złego więcej nie powiem na żadnego Pokémona, amen.
Kończyliśmy wizytę w takim oto emploi:
A w domu nastąpił niewątpliwie jeszcze bardziej atrakcyjny ciąg dalszy:
Teraz pójdę dojść do siebie, jeśli pozwolicie. Bo mój system nerwowy został mocno nadwyrężony.
© 2023, Jo. All rights reserved.