Rehabilitacja

Więc jednak…

Zaczęło się od tego, że po powrocie z Roermond nie mogłam chodzić.

Chociaż nie – znowu kłamię… Od ojca mi się udzieliło, czy co? Wcale nie zaczęło się po powrocie z Roermond, bo już wcześniej były problemy. Tak z półtora roku, mniej więcej. I nie do końca chodzi o chodzenie, raczej o stanie. Bo jeszcze chodzić jakoś dawałam radę, ale jak miałam gdzieś postać, no to robiło się niewesoło. Szczególnie, że większość pracy, jaką na co dzień wykonuję, wymaga jednak stania. a ja nie mogłam i po dziesięciu minutach, góra kwadransie, nadawałam się do reanimacji. No i to czternastogodzinne wracanie w korkach z Holandii jedynie postawiło kropkę nad i, w rezultacie czego główną moją pozycją stała się horyzontalna, a spróbujcie jeść czy pić leżąc. Nie polecam.

W każdym razie tak się porobiło, że nie czekając na imieninowe preteksty, Piter podjął heroiczną decyzję przeznaczenia środków finansowych na pakiet zabiegów ratunkowych. Z dwóch bardzo ważnych powodów: rehabilitacji w ramach NFZ mogłabym nie doczekać (a z pewnością nie doczekaliby jej moi panowie, musząc robić za mnie wszystko w domu), a Luxmed odstawiał nam takie numery, że mój system nerwowy dłużej by tego nie wytrzymał.


To ja może od razu opowiem, co z tym Luxmedem (bo tematu terminów NFZ chyba nikomu w Polsce omawiać nie trzeba?). Otóż dostałam wprawdzie od trzech lekarzy skierowanie na rehabilitację kręgosłupa, ale niemal natychmiast wewnętrzny dział kontroli pokazał mi… no wiecie co mi pokazał, informując, że jako pacjentka ze zdiagnozowanym toczniem nie mogę mieć u nich rehabilitacji w ramach pakietu, tylko muszę za nią dodatkowo płacić. Bo tak. I nie ma żadnego znaczenia, że moje kręgosłupowe problemy nie mają z toczniem nic wspólnego. Bo tak. Więc ja się z lekka wściekłam i po kilkutygodniowej awanturze każda strona została na swoim stanowisku (pozwolili mi dokończyć serię, którą już zaczęłam… łaskawcy…), a ja uznałam, że w takim razie zostawię pieniądze gdzie indziej. To zresztą znana praktyka Luxmedu: pacjenci pakietowi już zapłacili, zatem nie ma dla nich terminów, bo te trzyma się dla pacjentów z wolnego rynku, którzy płacą za oddzielne wizyty i zabiegi. Logiczne. I mnie się już naprawdę nie chce z nimi toczyć wojen, bo nie mam na to zdrowia, ale za każdym razem, jak widzę brak wolnych terminów (czyli przy każdym wejściu na profil pacjenta), szlag mnie najjaśniejszy trafia, bo nie cierpię złodziei i cwaniaków.


Tam, gdzie trafiłam (ze swoimi pieniędzmi) na rehabilitację, nikt mi łaski nie robi, mam jednego prowadzącego terapeutę (a nie za każdym razem innego, do którego uda się wyszarpać termin) i plan leczenia, więc trudno – będę płacić…

I powiem wam jedno: jeśli w styczniu żaliłam się, że te masaże są strrraszne, to nie mam pojęcia, jak określić to, przez co przechodzę w tej chwili. Tamto, to były jakieś symboliczne głaski… Że płakałam z bólu i wydawało mi się, że nie wytrzymam? HA HA HA. Tyle powiem. I dodam jeszcze, że już wiem dlaczego rehabilitację manualną prowadzi się na leżąco. ŻEBY PACJENT NIE ZWIAŁ. Bo ten ból postawiłby na nogi umarłego.

Powtarzam sobie, niczym mantrę, że to wszystko jest po to, żebym jeszcze trochę pożyła i mogła odstawić środki przeciwbólowe, ale jak mi terapeutka usiłowała rozluźnić powięzie oraz mięsień gruszkowaty, to przysięgam, że opcja natychmiastowej śmierci wydała mi się całkiem kusząca… Bo ja mam bardzo niski próg odporności na ból. Tak niski, że można uznać, iż nie posiadam go wcale…


Na razie wyglądam tak, że jakbym poszła na obdukcję, to Piter spędziłby weekend w areszcie. I to nie jeden, ten weekend. A na to nie bardzo możemy sobie pozwolić, bo chwasty na wsi same się nie wykoszą, prawda?

© 2024, Jo. All rights reserved.

5 Comments

Add Yours
  1. 3
    dasiagallery

    Kochana, ja zmognięta własnym bólem, szczerząca zęby ze szczęścia że jesteście, skupiona na rozkoszowaniu się przebywaniem z Wami i z Van Goghiem – nie zauważyłam Twojego cierpienia…
    Nie będę mówić, że będzie dobrze… bo wiem, że to bzdety. Musimy jednak zadbać o siebie, choćby po to by nie wtarabanić się w jeszcze większe problemy. Przytulam, nie za mocno, żeby Twoich siniaków nie wkurzyć 😘

    • 4
      Jo

      Tak jest!

      A spotkanie (nie mówiąc o Vincencie) było super i bardzo Ci za wszystko dziękuję! Kończymy serek, dawkując wydzielane porcje 😉

  2. 5
    Jo

    Jeśli ktoś tu przypadkiem zastanawia się, czy jeszcze żyję, to owszem, żyję. Ale nie chcecie wiedzieć JAK.

    Właściwie to sama udaję, że tego nie wiem.

Leave a Reply