Założenie było takie (i tu część Czytelników Rutyny parska ze śmiechu poranną kawą), że w tym roku, w ramach prezentów urodzinowo-imieninowych wyskakujemy sobie na majówkę do Roermond (plus oczywiście te Tintiny i Van Goghi). Ale że majówka dostarczyła nam sporo stresu, to z BlueBoyem uznaliśmy, że zasługujemy na prezenty pocieszenia. I tu, jak zwykle, zaczynają się schody.
Z Piterem poszło łatwo. Dostał nowe etui na Kindle’a i latarkę rowerową. Ale następna w imprezowej kolejce byłam ja i na żądanie syna, żebym sobie znalazła tani prezent z okazji imienin oraz Dnia Matki, stanowczo zaprotestowałam, bo jako Matka zasługuję na coś więcej, niż tani prezent. Zwłaszcza jeśli ma on być pocieszeniem po upojnym wyjeździe do Holandii.
Ponieważ nie osiągnęliśmy porozumienia w kwestii finansów, chwilowo odsunęliśmy prezenty dla mnie na listę uzupełniającą i zajęliśmy się kolejnymi w kalendarzu urodzinami Kuby i imieninami Jana. Ze świadomością, że pod koniec czerwca czeka nas jeszcze „Piotra”. No i… Co ja wam będę opowiadać…
Jakub przeważnie niczego nie chce. Ale jak już sobie zażyczy, to konkret. W tym roku konkretem jest konsola Nintendo z Pokemonami, Super Mario Bros i czymś tam jeszcze… A, zdaje się, że Sonikiem. A że Kuba niezwykle rzadko czegoś pragnie, to nie mamy wyjścia i musimy znaleźć sposób, żeby mu ten urodzinowy prezent zorganizować. Zwłaszcza, że mamy tu jeszcze dodatkową okoliczność… Bo teoretycznie fundusze na tę konsolę były – z Kuby trzynastki. Ale poszły na akcję ratowania Luny po incydencie z kleszczem i paraliżem. I oczywiście wiadomo, że była to sytuacja poza dyskusją, ale teraz musimy jakoś wybrnąć z konsolowego impasu. I to też jest, co tu dużo mówić, poza dyskusją.
Zaraz potem jest „Jana”, a jak wszyscy wiemy, nasz lokalny Jan swoją listą potencjalnych prezentów mógłby obdzielić pół nigeryjskiej wioski i jeszcze zostałoby coś w rezerwie. Więc chwilowo boję się nawet zapytać, a on czeka, aż miną wcześniejsze okazje i będzie mógł wystartować ze swoim zamówieniem.
No i jak na to wszystko spoglądam, to mi wychodzi, że w ramach prezentu zamówię sobie chyba rehabilitację, bo i tak trzeba będzie za nią zapłacić, a tak, to mi przynajmniej nie będą mieli śmiałości odmówić.
PS.
Na szczęście przypomniałam sobie, że Dnia Matki nie obchodzę, więc możemy tu trochę przyoszczędzić 😉 MISZCZYNI!
© 2024, Jo. All rights reserved.