NEET – not in empolyment, education or training. Jednym słowem: pokoleniowy dramat.
Jak tylko zdałam maturę i dostałam się na studia, mamusia wywiozła mnie do pustego mieszkania w dość umownym standardzie, tatuś potwierdził, że będzie wypłacać alimenty do końca edukacji i zamknęli za mną drzwi. Miałam sobie sama radzić, chociaż kompletnie nie wiedziałam, jak to robić. Nie umiałam płacić rachunków, zarządzać budżetem ani gotować. Czułam się jak pies wyrzucony z domu. Nagle przestałam być rodziną, a stałam się osobą, która ma się umawiać, jeśli chce odwiedzić rodziców, nie wolno mi było przenocować w Wigilię w pokoju siostry, ale bez skrupułów wzywano mnie do nakłonienia brata do sprzątnięcia lego w pokoju, a psim obowiązkiem nazywano pomoc siostrze w wyciągnięciu się z pały na próbnej maturze z polskiego. Żeby odwiedzić tatusia musiałam prosić o pozwolenie jego drugą żonę, a i tak pierwszym pytaniem, jakie słyszałam zaraz po przyjeździe, było „Do kiedy zostajesz?”.
Pewnie dlatego nie jestem w stanie zrozumieć sytuacji, w której dorosłe dzieci siedzą w domu nic nie robiąc, a rodzice przyjmują to do wiadomości bez sprzeciwu. Nie żebym miała coś przeciwko, ale dla mnie to jest totalna fantastyka. Przy czym sama mając dwóch dorosłych, niesamodzielnych synów, uważam za zupełnie normalne, że mieszkamy wszyscy razem, nasz dom jest ich domem, że płacimy za ich ubrania, wakacje i treningi tenisa oraz gotujemy to, co zjedzą, bo jedzą wybiórczo.
Można się w tym dopatrzeć pewnej schizofrenicznej niekonsekwencji, ale z drugiej strony jest chyba najlepszym dowodem na to, jak inna jestem od moich rodziców. Dla nich rodzina była teorią, na dodatek nie zawsze wygodną. Dla mnie to praktyka. Mniej lub bardziej wkurwiająca, ale w realizacji której jestem totalną mistrzynią. I dochodzę do wniosków kilku. Po pierwsze, że powinnam odstrzelić każdego, kto śmie mi w jakikolwiek sposób szurać na temat moich wad i niedoskonałości (zwłaszcza tych związanych z realizowaniem czyichś wyobrażeń na mój temat). A po drugie: że nie wszyscy żyjemy w tym samym świecie. Mogę sobie jedynie próbować wyobrazić, jak bym postąpiła mając NEET dziecko, któremu nie chce się dupy ruszyć i zająć swoim własnym życiem. Dokładnie tak jak rodzic neurotypowego, dorosłego dziecka nie jest w stanie sobie wyobrazić, jak wygląda życie z dziećmi nieneurotypowymi, niesamodzielnymi, potrzebującymi każdego dnia wsparcia ze strony rodziców.
Moi nie daliby rady.
© 2023, Jo. All rights reserved.