Pocztówka z St. Tropez

St. Tropez 2012

– Możesz mi podać swój kod pocztowy?
– Jasne. A co robisz?
– Wysyłam ci kartkę z St Tropez…
– Vaffanculo!!! To ja tu rzewnymi łzami opłakuję twoją sytuację, a ty sobie w St Tropez?!?!

Key była wzburzona, natomiast ja musiałam pojechać do St Tropez i nawet trzydziestokilometrowy korek w drodze powrotnej nie umniejszył mi satysfakcji z pobytu w tym mieście. Chociaż z chodzeniem u mnie problem, to tym razem chłopaki mieli prawdziwy problem z zagonieniem mnie do samochodu. Dziwne? No to popatrzcie!

Pospacerowaliśmy. Rzuciliśmy okiem na komisariat Ludovica Cruchota. Zjedliśmy bardzo dobre frutti di mare. Obejrzeliśmy partyjkę boules, rozgrywaną na placu przed… Café boules. A na koniec nie oparliśmy się pokusie, czyli wymyślonej przez w latach ’70 przez Alexandre Micka (powinno to się chyba odmienić: Aleksandra Mickę?) Tarte Tropézienne. I choć jest to po prostu duża brioche z kremem do karpatki, to poddaliśmy się legendzie i udawaliśmy pełen zachwyt nad „tajną recepturą”.

St. Trop (posnobujmy się trochę) jest pięknie nieskomplikowane i dokładnie takie, jakie powinno być. Nie za duże do chodzenia, z pięknymi widokami na morze, uroczymi uliczkami (chociaż zastanawiam się, jak to jest mieszkać, mając okna sąsiadów cztery metry dalej), świeżo złowionymi rybami i targiem warzywno-owocowym. Nie dziwię się, że przyciąga turystów i ekipy filmowe.

© 2020 – 2023, Jo. All rights reserved.

3 Comments

Add Yours

Leave a Reply