Niebieskie bzdury

Mamy dziś Światowy Dzień Świadomości Autyzmu i szczerze mówiąc – jako osoba od kilkunastu lat opisująca codzienność rodziny z autystycznymi dziećmi, tego dnia nie cierpię. Bo media poświecą sobie na niebiesko (albo i nie), fundacje powrzucają różne grafiki i definicje, a następnego dnia życie wróci do swej chorej normy i znowu nic się nie zmieni. Dlatego chciałam dziś sadzić lawendę, a nie wypisywać kolejne autystyczne w temacie epistoły. ALE pomyślałam, że pewnie jesteście ciekawi, co się dzieje u moich chłopaków, więc oto wpis. Niebieski.

Jakub

Kuba od sześciu tygodni jeździ na zajęcia do Ośrodka. Jest lepiej (tfu tfu, na psa urok i trzy razy przez lewe ramię!), niż się spodziewaliśmy. Przede wszystkim nikt nam nie robi łaski. Niby oczywiste? No nie wiem. Bo dotychczas wszędzie robili. I w przypadku jakichkolwiek problemów, to my byliśmy winni. A tu nie dość, że terapeutki konkretne, spokojne, rzeczowe i życzliwe, to na dodatek znające się na „obsłudze” autystów. Szok.

Kuba bardzo lubi tam jeździć. I lubi zajęcia. Może poza gimnastyką, na którą czasem ma ochotę, a czasem nie. Ale zajęcia plastyczne, to jest coś, co uwielbia. A tam nikt mu nie zwraca uwagi, że zaleje kompa albo upaprze biurko – jak w domu.

Hipoterapia się skończyła, ale już jesteśmy zgłoszeni do następnego projektu. Piter będzie z nim jeździć wieczorem, po pracy. Bo nikt nie ma serca odebrać Kubie tych koni, skoro tak je lubi.

Skończył się również projekt asystencji osobistej. Chłopaki pojechali z Dominiką na pożegnalną pizzę. Teraz szukamy nowego asystenta, który mógłby Jakuba odbierać codziennie z Ośrodka.

Powiem wam, że takie życie od projektu, do projektu, naprawdę wyczerpuje siły. Więc – jak zauważyła mama zaprzyjaźnionego autysty – fakt, że Ośrodek działa w trybie ciągłym, a nie programowym, daje nam namiastkę normalności, o ile w ogóle o czymś takim można mówić w naszym przypadku.

Janek

Janek nadal trenuje łucznictwo, gra na gitarze i pracuje jako wolontariusz w Dziale Ogrodniczym Pałacu w Wilanowie. Żadnych tu nowości, ale czasem myślę, że tak lepiej. Bo te nowości na ogół są dobijające, a nie dające nowe perspektywy. Więc cieszymy się, że Janek ma fajne zajęcia i nie siedzi w domu. A w najbliższy weekend będziemy razem, on i ja, pracować na Wystawie Tulipanów w pałacowej Oranżerii, na którą wszystkich serdecznie zapraszamy.


I taki to u nas Dzień Autyzmu. Zwyczajny. Zaraz pójdę z Jaśkiem i Luną na spacer. Potem spróbujemy znaleźć miejsce na bratki w naszym Marcepanowym Ogródku. A kiedy Kuba wróci z zajęć – machniemy jakiś obiad. Mogłoby być lepiej. Ale nie jest i żadne nasze żale czy protesty niczego tu nie zmienią.

Cieszcie się wiosną. My to robimy.

© 2025, Jo. All rights reserved.

5 Comments

Add Yours
  1. 3
    Quackie

    Wczoraj wróciłem z Krakowa z cieknącym nosem i drapiącym gardłem, czuję się paskudnie – a jak przeczytałem ten wpis, od razu zrobiło mi się lepiej, jeżeli nie na gardle, to na sercu. Takich dni Wam życzę, nawet jeżeli nie zawsze może być wiosna!

    • 4
      Jo

      Och, kto by wytrzymał wieczną wiosnę? 😉 Przecież to by było ponad siły 😀

      Zdrowiej! Nie daj się… botak… choróbsku!

  2. 5
    Jo

    Czytałam dziś artykuł w Gazecie, na temat książki o autystach. Jeden z komentarzy brzmiał: „Znowu o autystach? No ile można?”.

    I to przechodzimy do realiów: ludzi naprawdę nie obchodzi autyzm, autyści i ich opiekunowie. Przynajmniej dopóki sami nie znajdą się w tej grupie. I to też jest wyjaśnieniem braku rozwiązań systemowych. Bo jak rząd (dowolny, nie widzę tu żadnej różnicy) ma się zająć autystami (którzy są nudni jako temat), albo jakąś „realną bolączką elektoratu”, byle medialną, to nikt palcem nie kiwnie, żeby dotrzymać wyborczych obietnic albo choćby naprawdę zauważyć problemy ludzi w spektrum. Szkoda czasu i energii.

Leave a Reply