
Górująca nad portowym Castiglione della Pescaia kościelna wieża jest (obok samego zamku) wizytówką tego miasteczka. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek oglądałam ją z bliska, więc pewnego dnia, korzystając z dobrej kondycji Jakuba, wybraliśmy się na spacer.
Początek był taki, jak zwykle: lody u Corradini, potem koło dawnej trafiki pod górę, przez bramę kościoła Santa Maria del Giglio, następnie upiornie stromą uliczką, wciśniętą między malownicze domy aż do obłędnego punktu widokowego na Piazza Solti. Ale tym razem nie poprzestaliśmy na podziwianiu panoramy Maremmy, tylko poszliśmy jeszcze wyżej.
Kościół San Giovanni Battista nie wygląda zbyt obiecująco. Prawdę mówiąc w ogóle nie przyciąga uwagi: ściana prawie bez okien i kamienne podwórko (bo raczej trudno to nazwać dziedzińcem). Wewnątrz oszczędny, idealnie wpisuje się w opowieść o prowadzących surowe życie rybakach. Zachwyciło mnie popołudniowe światło. BlueBoya raczej nie i przy pierwszej okazji czmychnął na zewnątrz, żeby skorzystać z kościelnego wi-fi.
Wracaliśmy uliczką prowadzącą wzdłuż murów zamku. Castello jest własnością prywatną (jasne, że zazdrościmy – w ogóle co za pytanie?), a prywatności właścicieli strzeże mur nie do pokonania. Ale widok na morze (między domkami) i uliczkę był bardzo przyjemny.
Nie było najgorzej 😉 Nasi synowie mają widoki generalnie w nosie, ale Piterowi i mnie bardzo się ten spacerek podobał. Na dodatek było cicho, pusto i jakoś tak nostalgicznie, co wyjątkowo dobrze zgrywało się z naszymi refleksjami związanymi z Castiglione sprzed lat.
© 2023, Jo. All rights reserved.