Nie mieliśmy szczęścia do tego miejsca: o ile obiad w restauracji zawsze zdawał egzamin, tak Muzeum zastawaliśmy zamknięte. Ale Kuba jest cierpliwy i nie odpuszcza, dlatego korzystając z ładnej wrześniowej pogody, zrobiliśmy trzecie podejście.
Jak mawiają: do trzech razy sztuka! I za trzecim razem wreszcie się udało.
W nieborowskim Muzeum Motoryzacji można się przenieść w czasie do PRLu, co sprawia z jednej strony powiew nostalgii („Jo! Patrz! Dokładnie takim traktorem jeździłem u stryja!”), lub – z drugiej – refleksję: „Jezu, ale ja jestem stara…”. Na samochody jestem dość odporna, co najwyżej jakiś stary Fiat czy Chevrolet skojarzy mi się z którymś filmem. Ale występujący w roli antyku wózek dziecięcy – identyczny, jakim sama jeździłam, już taki obojętny mi nie był.
Poza samochodami, motocyklami, pralką Franią, telewizorami i maszynami rolniczymi, znajdziemy tu kilka pojazdów wojskowych. BB był zachwycony eksponatami prosto z Indiany Jonesa, a Kuba wnikliwie oglądał pozostałości po Kapitanie Żbiku.
Jednym słowem: wycieczka niezwykle nam się udała, co wlało nieco pociechy w nasze zbolałe po COVIDowych perturbacjach z wakacjami serca.
Muzeum czynne jest tylko w sezonie, w weekendy. Warto do niego zajrzeć.
Przy okazji można zjeść bardzo dobry obiad w restauracji.
© 2020 – 2023, Jo. All rights reserved.