Przez kilka lat Kuba męczył o Francję, więc kiedy nadarzyła się okazja w postaci wakacyjnego mieszkania przyjaciół Angeli, nie mieliśmy wyboru.
Uciekliśmy do Port Frejus zaraz po ślubie Key, zostawiając rodzinę na dalszym zacieśnianiu więzów. I natychmiast po przyjeździe Kuba urządził gigantyczną awanturę, bo… telewizja była nastawiona na włoskie kanały… A on nie po to jechał DO FRANCJI, żeby oglądać WŁOSKĄ TELEWIZJĘ. Proste.
Na pocieszenie zostały nam fajerwerki i żaglówki. Prawdę mówiąc niewiele poza nimi zasługuje na wspomnienie, bo Port Frejus jest miejscem wakacyjnych mieszkań i zatłoczonej miejskiej plaży. Dodatkowo nasz starszy syn był przeważnie zirytowany, młodszego czekała operacja i chwilami naprawdę mieliśmy dość. Staraliśmy się korzystać z tego, co było: spacerów portowym nabrzeżem lub promenadą wzdłuż plaży i naleśnikami z nutellą (Janek) i Grand Marnier (surprise! surprise! JAKUB). Ratowały nas wycieczki po Lazurowym Wybrzeżu i nowo odkryta pasja chłopaków do robienia zdjęć. A marina w Port Frejus naprawdę była niezwykle wdzięcznym obiektem do fotografowania.
© 2020 – 2024, Jo. All rights reserved.