Przypadło mi w udziale bycie rodzicem do zadań specjalnych, ale to nie znaczy, że nie rozumiem, jak wygląda praca rodziców dzieci neurotypowych. Rozumiem. Mam szesnaście lat młodszego brata i trzy lata młodszą siostrę, w których wychowywaniu brałam udział. Bo ja od pieluch byłam taka odpowiedzialna i ponad wiek rozsądna. [facepalm = pozwólcie, do cholery, dziecku być dzieckiem].
W moim przypadku pierwszą mądrością, jaką musiałam sobie przyswoić jako matka dzieci specjalnej troski, było: „Zapomnij wszystko, co wiesz o wychowywaniu dzieci.”. Bo to w przypadku autystów nie działa. Ale pewne zasady są uniwersalne. Na przykład ta, o samodzielności. Trzeba tylko dopasować adekwatną do możliwości skalę.
Nie można mieć dziecka jednocześnie potulnego i przebojowego. Jeśli wymagasz od swojego podopiecznego podporządkowywania się i siedzenia cicho w kącie – nie dziw się potem, że będzie (w dzieciństwie i życiu dorosłym) niezaradnym nieudacznikiem, dającym sobie wchodzić na głowę. I to nie ma nic wspólnego z genami, charakterem czy osobowością. To wyłącznie TWOJA wątpliwa zasługa, bo tak to dziecko ukształtowałeś, dusząc w zarodku jakąkolwiek samodzielność i inicjatywę.
Oczywiście wzmacnianie u dziecka samodzielności, zachęcanie do podejmowania własnych decyzji i wspieranie, kiedy postanawia iść nie do końca akceptowaną przez nas drogą jest doświadczeniem trudnym, bo takie dziecko często nie zrobi tego, co byśmy chcieli, bywa mało uległe i nie pozwala sobą kierować, ale coś za coś, proszę państwa. I to jest podstawowa rzecz, którą powinni rozumieć wszyscy rodzice.
Drugim żelaznym punktem jest nauczenie dziecka asertywności. I tu większość rodziców rozkłada się totalnie, no bo jak to? Dziecko ma mieć prawo powiedzieć mi NIE??? Ano ma. Chociaż to bardzo utrudnia wychowywanie go i opiekę nad nim. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że ogranicza naszą rodzicielską władzę. Ale nauczenie dziecka bycia asertywnym pozwoli mu uniknąć wielu zagrożeń w życiu. Tylko trzeba tę umiejętność zrównoważyć empatią. I tu znowu rodzice na ogół zaliczają glebę.
Okazuje się, że bycie rodzicem nie ogranicza się jedynie do spłodzenia dziecka, a potem zapewnienia mu jedzenia, ubrania, dachu nad głową, edukacji i opieki medycznej. To ciężka, wielowymiarowa praca. Dająca satysfakcję, ale też wymagająca wyrzeczeń, walki z samym sobą, szacunku dla drugiego człowieka i przyjęcia do wiadomości, że jest odrębną jednostką, której my mamy jedynie pomóc pójść swoją drogą. Ostatecznie to my ją powołaliśmy na ten świat.
Niestety wielu rodziców inaczej postrzega swoją rolę, co jest źródłem wielu problemów, a nawet dramatów. I obawiam się, że nie da się tego zmienić pstryknięciem w palce…
© 2023, Jo. All rights reserved.