Ku pamięci

Ten dzień od dziecka kojarzył mi się z rodzinnymi spotkaniami i rozmowami o przeszłości.

W dzieciństwie było mi przykro, że nie mamy „swoich” grobów i chodzimy palić znicze pod krzyż. Bo te groby (również nieistniejące) zostały na Kresach. I nie wiem dlaczego zupełnie nie mówiło się o grobach żychlińskich – jakby rodzina Madre w ogóle nie istniała. Ta dyskryminacja była jakoś dziwnie naturalna, bo ojciec rozdymał znaczenie swojej rodziny do granic absurdu, a matka w zasadzie w ogóle nie przywiązywała wagi do swojej części. Dopiero jako bardzo dorosła osoba zwróciłam uwagę na ten absurd i wszystkie elementy pochodzeniowego puzzla wreszcie wskoczyły na swoje miejsca. Ale w dzieciństwie po prostu nie mieliśmy grobów i chodziliśmy pod ten krzyż, albo na groby… radzieckich żołnierzy, co w ogóle pozostawię bez komentarza.

Natomiast później, kiedy te rodzinne groby się pojawiły, wizyta na cmentarzu była wstępem do spotkania osób, które chyba faktycznie widywałam raz do roku. Stryjów i ich rodzin. A kiedy i to się skończyło i zostaliśmy w dość kameralnym gronie, tego dnia ruszało omawianie planów na Boże Narodzenie. Było co omawiać, bo zgrać trzeba było kilka rodzin (tak już bywa w patchworkach) i nigdy nikomu nic nie pasowało.


Od dawna nie jeżdżę na cmentarz w listopadowe święta. Najpierw dlatego, że z Kubą nie dało się wejść w tłum ludzi. Potem: bo astma nie jest kompatybilna z dymem wiszącym nad cmentarzami. Wiem, miałabym blisko, ale może jeszcze zaczekajmy. Można powiedzieć, że w ogóle nie zauważamy tych dni. I może w jakimś stopniu jest to prawda. Ale dzieje się tak z jednego powodu: nie potrzebujemy specjalnego święta, żeby pamiętać o naszych Zmarłych. Rozmawiamy o nich cały rok. Ich zdjęcia wiszą na ścianach. Robimy bez okazji ciasto Babci Halinki i wspominamy przy nim wizyty w Świdniku. Dziadek Zdziś wskakuje nam w rozmowę o Lineuszu. Kuba na koniach albo upodobanie chłopaków do knajpowego życia na co dzień wywołują refleksję, że chyba to mają po Filozofie. Moje Babcie i Dziadek Lis wychodzą z zakamarków pamięci przy makowcach, porządkach w ogrodzie czy kluskach kładzionych z serem. A smutny los Wuja Pawła zawsze mobilizował mnie do usamodzielniania moich synów, jak tylko jest to możliwe.

Oni są ze mną zawsze. Nie potrzebuję listopadowej wizyty na cmentarzu, aby o nich pamiętać.

© 2024, Jo. All rights reserved.

4 Comments

Add Yours
  1. 4
    Quackie

    Mądre słowa, zwłaszcza w puencie.

    Też się staram wspominać tych, których pamiętam, przy rozmaitych okazjach, nie tylko 1.11.

Leave a Reply