Kajmak i pokuta.

Muszę przyznać, że nigdy nie byłam fanką koncepcji pokuty i nawet kara budzi u mnie dość mieszane uczucia (gdzieś tu na blogu o tym już było). Na ogół mało kto rozumie mój punkt widzenia, a w taki dzień, jak Wielki Piątek, to już w ogóle drastycznie odstaję od reszty społeczeństwa i jedyne, co mnie trzyma w pionie, to myśli o jakiejś egzotycznej wyspie, na której masochizm chrześcijaństwa znany jest wyłącznie z Wikipedii, a jej mieszkańcy po prostu cieszą się życiem… Tymczasem mamy tu ten Wielki Piątek i jakieś absurdalne żądania „odpuszczenia najgorszemu wrogowi, bo przecież Jezus na krzyżu przebaczył złoczyńcy”. Zasadniczo nie mam nic przeciwko odpuszczaniu. Najgorszych wrogów nie mam, bo tę kategorię po prostu olewam, ale parę osób nieprzyjemnie zalazło mi za skórę, więc chyba mogłyby być w zastępstwie, tylko jest z nimi pewien problem. Otóż po pierwsze: zasadniczo mają w dupie to, co o nich myślę i czy im wybaczam. A po drugie: takie wybaczenie niczego by nie zmieniło, bo dalej odstawiałyby te same szopki, co dotychczas. Więc niby dlaczego mam im robić prezent? A, no i ja nie jestem Jezusem na szczęście. Co do moich własnych przewinień, to w przeciwieństwie do Jezusa ja mam swoją drogę krzyżową codziennie, od mniej więcej ćwierć wieku, więc czuję się wystarczająco usprawiedliwiona, że nie przejmować się niczym więcej, niż muszę.

Natomiast co do tej pokuty, to jest ona w zasadzie bez sensu, bo u odpokutowującego wytwarza myśli mordercze i pomaga w przygotowywaniu planów odwetu. A tych mogłabym nie przeżyć, bo i bez takich wygibasów jest mi ostatnio dość trudno. I dlatego właśnie mój mąż i syn robią teraz kajmak do mazurka. Od dwóch godzin. Albo może i trzech. Nie wiem, siedzę w swoim pokoju i umieram. Na astmę, serce i żołądek. No i mam takie podejrzenia, że oni nie tyle chcą mi tym mazurkiem zadośćuczynić ostatnie swoje dokonania, ile gotowanie kajmaku używają jako pretekstu. Żeby niczego innego w domu nie robić. Bo może jak dożyję do jutra, to z rana wstanę i sama zrobię.

A gucio! Rezurekcja jest dopiero w niedzielę! Z religijnej matury miałam piątkę, to wiem!


Gdyby jednak komuś przyszła ochota na kajmakowy mazurek mojej nieodżałowanej Teściowej, to proszę, służę przepisem:

Albo można trochę oszukać i zrobić to:

© 2024, Jo. All rights reserved.

Leave a Reply