Poszłam z Kubą na jogę. Prawdę mówiąc wepchnęłam mu się na jego prywatne zajęcia i nie mam do końca pewności, czy mu tam nie przeszkadzam, chociaż wspaniałomyślnie zgodził się na ten współudział (ale nie wiem, czy nie wyłącznie z uprzejmości).
Chodzimy razem od mniej więcej miesiąca i bardzo mi się podoba. Oczywiście zapomnijcie o zakładaniu nogi na szyję, czy dotykaniu pełnymi dłońmi podłogi na wyprostowanych kolanach! Na razie usiłuję nie skręcić sobie karku po skrętach głową w prawo i lewo oraz próbuję utrzymać piankowy klocek bez zginania rąk w łokciach przez pół minuty, a i tak mam potem zakwasy…
Taka joga jest fajna. Może za kilka tygodni będę w stanie zapamiętać ćwiczenia i powtarzać je sobie w domu?
Nie tracę nadziei.
© 2023, Jo. All rights reserved.