Z okazji Drugich Imienin chłopaki zaprosili mnie na obiad do Jeff’sa (i tu mdleją lingwiści oraz puryści językowi, ale ja naprawdę nie mam pojęcia, jak to zapisać 😀 ).
Przy okazji portugalskich babeczek zauważyliśmy wśród gastronomicznych atrakcji Hali Koszyki tę oazę steków i burgerów oraz amerykańskich dekoracji podlanych muzyką prosto z kinematografu i Panicze wyrazili ochotę zwizytowania jej przy najbliższej okazji. A że najbliższa okazja przewidziana była niecały tydzień później – to w Joanny zasiedliśmy przy wygodnym, długim stole i złożyliśmy zamówienia.
Chłopaki wzięli burgery, klasycznie w zestawie z frytkami, surówką coleslow i coca colą, Piter – superanckie żeberka w śliwkowym sosie barbecue (wiem, że superanckie, bo się podzielił), a ja miałam ochotę na krewetki w sosie maślano-cytrynowym. Oraz lemoniadę. Wszystko było OK, kelner bardzo fajny, muzyka grała, metalowe postery na gazetach przyklejonych do ściany sprawiały, że czuliśmy się prawie jak w naszej kuchni 😉 Luz, nikt nie poganiał, ścisku też nie było. Obiecaliśmy, że wrócimy.
© 2022, Jo. All rights reserved.