Jak to się skończyło?

Zadzwonili do szpitala. Znaczy Piter zadzwonił, jak się późnym rankiem zorientował, że się nie zorientował. Okazało się, że jeśli zdążą do trzynastej przyjechać po holter, to badania nie przepadną, więc galopem polecieli do tego szpitala. Jego kiedyś wywalą z roboty, słowo daję. BB dostał holter, dość ciekawy, bo bez żadnego czegoś do powieszenia (na ogół holter jest w saszetce zawieszanej na ukos albo przypinanej do paska), więc ciekawy był, co ma w tym zrobić? Trzymać przez dobę w garści? W nocy też?

Ponieważ problemy z zatrzymywaniem akcji serca dopadały Jaśka w nocy, nie musiał robić badania przez dobę i zdążył następnego dnia rankiem na pozostałe badania. Alleluja. Potem musieliśmy tylko odczekać do odczytu holtera – a czekanie pod hasłem: albo będzie OK, albo wbijamy na wszczepienie rozrusznika, nie należy do zbyt komfortowych.

Wyniki są dobre. Nawet nieco lepsze, niż poprzednie. Następna wizyta kontrolna za dwa lata.

Jeśli dożyję, to sama osobiście sobie wpiszę do kalendarza tę datę.

© 2023, Jo. All rights reserved.

2 Comments

Add Yours
    • 2
      Jo

      No ba! Jak nie, jak tak! Cały czas coś jest w robocie. Dlatego tam się trochę dziwią, że pacjent, który cztery lata temu miał na już skierowanie do wszczepienia rozrusznika, nadal chodzi bez niego, a stan zdrowia mu się poprawia, nie pogarsza. Niewiele, ale przerwy są krótsze, a niby powinny się wydłużać…

Leave a Reply