Ho Ho Ho

Zawsze tak mam. Jak się poużalam nad sobą, to natychmiast okazuje się, że komuś tam się życie po raz kolejny posypało, inny ktoś umiera na wyniszczającą chorobę, a pierwszy kliknięty w internetowej gazecie artykuł opowiada o tym, że świątecznym marzeniem wielu emerytów w dwudziestopierwszowiecznym mieście stołecznym Warszawa, jest jasiek z dwoma poszewkami i kostka prawdziwego masła.

I jak w takiej sytuacji pielęgnować swoje życiowe nieszczęścia? No powiedzcie mi, no JAK???

Przecież woda nie leci, dziury załatane, a ubezpieczalnia zapłaci za resztę remontu, który dopiero na wiosnę, więc ze trzy miesiące mamy względny spokój. No BB chamsko się odszczekuje, fakt. A Piter naprawdę chwilami kwalifikuje się do natychmiastowej eksmisji. I w ogóle życie takiego chodzącego ideału, comme moi, wśród tych ludzi, jest niekwestionowanym wyzwaniem. Ale nie marzę o welurowym dresie, siedząc na onkologii dziecięcej, ani nie wpisuję na listę kawy rozpuszczalnej „żeby choć przez chwilę poczuć się w święta, jak w tej reklamie”, prawda?

Więc może pozabijam ich wszystkich dopiero po Wielkanocy, jak ziemia w ogródku rozmarznie, a póki co popatrzę na stronę Stowarzyszenia Pomagamy Seniorom albo namówię chłopaków na wizytę w Przynieś-Wynieś-Porozmawiaj . Jak się przenosi uwagę na innych, to jakoś łatwiej człowiekowi dojść do wniosku, że jego problemy naprawdę nie są końcem świata.

Rozejrzyjcie się po swojej okolicy. Tej w realnym świecie, albo w wirtualnej rzeczywistości, do której zaglądacie. Może wpadnie wam w oko coś, co bardzo skutecznie zmniejszy własny ból istnienia. Choćby na krótko.

© 2023, Jo. All rights reserved.

3 Comments

Add Yours
  1. 1
    Jo

    Wiecie, ja bardzo nie lubię pisać o takich różnych własnych działaniach. Zawsze się czuję niezręcznie, wręcz nietaktownie. Bo jak idziemy robić zupę czy kanapki dla bezdomnych, albo zawozimy niepotrzebne ubrania do punktu wydawek, to nie robimy tego dla potrzeb „look at me”, tylko normalnie: nam niepotrzebne a komuś się przyda. Albo, że mamy trochę czasu, w którym możemy zrobić coś pożytecznego. Więc jak piszę o zbiórkach żywności, czy szlachetnych paczkach (bez względu na to, kto jest ich organizatorem), to robię to tak rzadko, jak tylko możliwe i wyłącznie z myślą, że może ktoś po rzuceniu okiem na mój blogowy wpis, z rozpędu kliknie w to czy tamto i rzutem na taśmę sfinansuje obiady dla jakiegoś seniora na miesiąc. Wszyscy odczuliśmy kryzys, ale dopóki mogę jeszcze z czegoś zrezygnować, to uważam, że nie jestem pod ścianą. A jeśli ktoś od tygodnia nie zjadł niczego ciepłego, a na listę gwiazdkowych marzeń wpisuje świeży chleb albo mydło, to znaczy, że on przez tę ścianę przegryzł się do połowy. A to jednak daje do myślenia…

Leave a Reply