
Czy ktoś jeszcze odnosi wrażenie, że coś tu jest nie tak? Kiedyś kupowało się ubrania na lata. OK, tanie nie były, ale służyły długo. Nie miało się tony szmat w domu, tylko garderobę mieszczącą się w jednej porządnej szafie. Zresztą ja do tej pory uważam, że nie ma czegoś takiego, jak za mało szaf. Jeśli się nie mieścisz w swoich szafach, to znak, że masz za dużo ubrań. Na ogół mało noszonych. A jeszcze częściej: nie nadających się do noszenia po pięciu praniach. No chyba, że jesteś milionerem.
Zmiany „sezonowych kolekcji” co dwa tygodnie doprowadzają mnie do furii. Niemal nigdy nie zdążam z kupieniem czegoś, co widziałam w sklepie, ale nie miałam na to pieniędzy. Dwa tygodnie później: szukaj wiatru w polu, zmiana kolekcji! Masowy atak reklam rzeczy, które „musisz mieć”. Szczegółowe analizy wszystkiego, co włożyły na siebie celebrytki i kpiny, że w czymś tam już się przecież pokazały. No ja nie wiem… Mam buty od dziesięciu lat. Dobrze mi służą. Nie widzę powodu, żeby je wymieniać na nowe. Chodzę w swetrze, który kupiłam jakieś dwadzieścia lat temu. Nie narzekam. Jasne, że miałam okres kompulsywnego kupowania, ale szczęśliwie wyszłam z tego zanim doprowadziłam rodzinę do bankructwa. A na swoje usprawiedliwienie mam to, że rekompensowałam sobie utratę normalnego życia oraz brak zrozumienia, wsparcia i pomocy ze strony otoczenia, a nie ulegałam presji reklam, chociaż nie wiem, czy medyczne usprawiedliwienie coś tu zmienia: szafa i tak była wypchana po brzegi.
Reasumując: przełączmy myślenie na bardziej zacofane. Kupujmy dobre rzeczy, w sumie finansowo będą nas kosztować tyle samo, co te tanie kupowane na kilogramy. Dbajmy o nie, a posłużą nam długo. Nie trzeba będzie kupować nowych szaf, ani wozić worów do pszoka. Planeta odetchnie. A pralkę, chyba każdy ma.
© 2025, Jo. All rights reserved.