Fotografie

Dawniej fotografia była czymś wyjątkowym, odświętnym. Pamiętam, jak mnie ojciec opieprzał, że marnuję kliszę na durne zdjęcia owiec na Głodówce. Więc chyba nic dziwnego, że w dobie fotografii cyfrowej odjechałam. Problem w tym, że za bardzo.

Zresztą nie tylko ja. Piter również. Że o Jakubie, oglądającym wszystko przez obiektyw i trzaskającym na wakacjach tysiące zdjęć studzienek burzowych oraz drzwi wejściowych, nie wspomnę. Oczywiście mogę się (i Pitera) usprawiedliwić, że przecież zrobienie identycznych sześciu zdjęć pozwala uniknąć sytuacji, w której jedyna ważna fota okazuje się być nieostra, no i umożliwia wybrania najlepszego, ale… Właśnie o to ale chodzi…

Korzystając ze zdrowotnego unieruchomienia postanowiłam ogarnąć archiwum fotograficzne. Gdybym wiedziała w co się pakuję, nie tknęłaby komputera. Chociaż nie – tknęłabym, bo mi wyje na czerwono, że nie ma miejsca na dysku, a wcześniejsze akcje upychania zasobów na dyskach zewnętrznych, delikatnie mówiąc nie przyniosły rozwiązania. Mam teraz zatkany komputer oraz kilka dysków zewnętrznych. Więc siadłam z obrzydzeniem do tej roboty i się załamałam.

Główna refleksja pozostała ta sama: Po jaką cholerę nam tyle zdjęć? Druga była podobna: Czy naprawdę wszystko musimy archiwizować? Trzeciej możecie się domyślać: Dlaczego nie czyszczę (czytaj: wyrzucam) plików zaraz po ich zrobieniu? Podejrzewam, że spędzę resztę życia analizując ujęcia na trzech identycznych fotografiach i zastanawiając się, czy aby na pewno w rodzinnym albumie potrzebujemy dwunastu zdjęć plaży w Casti oraz setek przedstawiających dzieci jedzących lody/pizzę/panini caldi/crepes…

Tak, wiem. NIE POTRZEBUJEMY. Podobnie jak ulic w miastach jednej trzeciej Włoch, czy widoków morza/lawendy na Lazurowym Wybrzeżu.

Na razie wyrzuciłam kilka tysięcy plików, a mój komputer nawet nie drgnął. Podejrzewam, że spędzę na tym zajęciu resztę reszty życia i będzie to zasłużona kara, ale przynajmniej nie zostawię chłopakom totalnego pierdolnika w rodzinnym archiwum.

Trzymajcie kciuki, żebym zdążyła. I wyrzucajcie na bieżąco kopie zapasowe. No chyba, że rozsądniej od nas podchodzicie do uwieczniania na zdjęciach każdej chwili życia… To wtedy nie.

© 2025, Jo. All rights reserved.

3 Comments

Add Yours
  1. 1
    Quackie

    Tak, digitalizacja zdjęć (i nie tylko zdjęć) sprawiła, że siedzimy jak ten zbójca Gębon przed demonem drugiego rodzaju u Lema i giniemy pod stosami danych.

    Za każdym razem, kiedy wracam skądś, z miejsca, gdzie robiłem zdjęcia, i je zgrywam z aparatu, wywalam podobne, zostawiając najlepsze (a i tak właśnie dzisiaj, przeglądając zestawy z ubiegłych lat z Egiptu, stwierdziłem, że mam tam jakieś szalone ilości fotek ptaków, niemal jednakowych, no ale piękne, że żal wywalać 🙂 ).

    Na razie wszakże jeszcze jest trochę wolnego miejsca na dyskach 🙂

    • 2
      Jo

      O to właśnie! Niby można kupić nowy dysk/komputer… Ale ja chyba jednak przekopię się przez te piramidy i zrobię porządek. Czytaj: czystkę.

      Boli. Dzisiaj poszło półtora tysiąca plików.

Leave a Reply