Elektrownia Powiśle

Ostatnio odrabiamy zaległości lokalne: odwiedzamy miejsca w Warszawie, które od dawna mamy na liście i do których dotychczas nie dotarliśmy.

Tym razem padło na Elektrownię Powiśle: zrewitalizowany industrialny kompleks zamieniony na centrum handlowo-restauracyjne.

Zaczęliśmy od kawiarni, bo Jakub był w wyjątkowo złym nastroju, a istniał cień szansy, że zaproponowanie mu kawy i ciastka nieco mu go poprawi.

Oprócz pączków, sernika, kawy, herbaty i ładnych miłych kelnerek zauważyliśmy półkę na książki. Można przynieść i zostawić albo sobie coś wziąć. Nawet coś tam zaczęłam sobie planować, ale Piter sprowadził mnie na ziemię krótkim pytaniem: „To które pudło chcesz tu przytargać?”

Jak widać nasz podstęp się udał i przekupiony kawą i sernikiem Jakub na chwilę złagodniał. Z dużej gradowej burzy jedynie lekko pokropiło i zagrzmiało. To znaczy na zewnątrz naprawdę spadł deszcz, więc skorzystaliśmy z okazji, żeby rzucić okiem na ten oblegany przez Hipsterskie Słoiki przybytek.

Trochę skojarzył nam się z Wielką Halą Targową (Vásárcsarnok) w Budapeszcie, trochę z Łódzką Manufakturą. Najpierw wpadliśmy w tłumy na Food Hall. Potem przespacerowaliśmy wzdłuż licznych Concept Store’ów. Zajrzeliśmy do Włoskich Delikatesów. BlueBoy rzucił się na czekoladowe praliny Lindt i wysępił deklarację, że przed Bożym Narodzeniem będzie mógł sobie zrobić zdjęcie z Miśkiem w rozmiarze XXL… Takie życie, proszę państwa 😉

Generalnie jednak BB zwiedzał nowy obiekt w taki oto sposób:

Ale czasami zgadzał się zapozować tak, żeby można było przy okazji rzucić okiem na zwiedzany obiekt:

Pomysł na wykorzystanie starych budynków i nadanie im użytkowego charakteru jest godny pochwały. Realizacja wydaje się bardzo udana. Być może jesteśmy mało hipsterscy, bo nie zapałaliśmy zachwytem do salonów paznokci i pielęgnacji brody, a odzieżowe butiki też niekoniecznie znajdują się na naszej liście priorytetów, ale całość robi przyjemne wrażenie. Zwłaszcza jeśli ma się słabość do postindustrialnej architektury 😉

A, zupełnie zapomniałabym o jednym szczególe! Żeby wyjść z podziemnego parkingu, trzeba zeskanować bilet wjazdu. Nie, że idzie się do windy i ziuuu! Przed nami przy czytniku utknęła para z sąsiedniego samochodu – ich kod QR nie zadziałał. Nieco przypakowany pan z tatuażami zasugerował nawet swojej partnerce, że może pomyliła bilety i próbuje skanować ten z Vitkaca… Tak że ten, UWAŻAJCIE! QR z Vitkaca tu nie wchodzi!


POST SCRIPTUM

Mój mąż ma szczególne poczucie humoru…

O naszych budapesztańskich przygodach możecie przeczytać tu:

© 2022, Jo. All rights reserved.

0 Comments

Add Yours

Leave a Reply