Dzisiejsza prasówka przyniosła artykuł o Milenialsach i ich wiecznej niedorosłości. Oczywiście analizował przyczyny i wskazywał konsekwencje, ale kilka punktów kazało mi się zatrzymać, bo zaskoczyło zbieżnością z moimi przemyśleniami.
„Cały rynek samorozwoju jest napędzany brakiem dojrzałości. U prawdziwego, wykształconego terapeuty człowiek dostaje narzędzia do tego, żeby samodzielnie radzić sobie w życiu. I to on wykonuje w terapii całą, nierzadko ciężką i żmudną pracę.”
dr Tomasz Sobierajski
Nie potępiam coachów od samorozwoju, ani autorów poradników. Wiele książek i warsztatów niesie pomoc ludziom szukającym rozwiązania swoich problemów. Ale nieustannie dręczą mnie różne pytania. Na przykład: na ile to jest biznes, a na ile faktyczna chęć wsparcia ludzi nie radzących sobie z życiem? Choć oczywiście jedno nie wyklucza drugiego.
Co do Milenialsów, to Sobierajski ma rację, ale myślę, że bezwładność życiowa dotyczy nie tylko ludzi wkraczających w dorosłość na początku obecnego stulecia. Wszystko się jakoś rozjechało… Lepiej być prowadzonym za rękę dzieckiem, niż dorosnąć i wziąć na siebie odpowiedzialność za bycie dorosłym. I tu nam się pięknie wpisują kursy samoakceptacji oraz pielęgnowania w sobie dziecka…
Zrobiłam kilka takich kursów. I przeczytałam sporo publikacji. I powiem wam jedno: trzeba się polubić. Jesteśmy jedynymi ludźmi, z którymi będziemy iść przez życie, aż do końca. I o wiele lepiej nam wszystko wyjdzie, jeśli będziemy brać udział w tej wędrówce z przyjacielem, a nie z wrogiem. Na dodatek trzeba zrozumieć, dlaczego dzieje nam się tak, a nie inaczej. A tu powrót do wewnętrznego dziecka naprawdę się przydaje. Tylko potem trzeba to dziecko wziąć za rękę i pozwolić mu dorosnąć.
Tymczasem widzę (w grupach zrzeszających uczestników tych moich kursów i warsztatów) coś, co mnie przeraża. Ludzie po ukończeniu kapitalnych kursów, mających pomóc w stawaniu na własne nogi i ruszaniu dalej w życie, wcale nie chcą iść dalej! Kurczowo trzymają się grupy i przewodnika, wskakują na każde kolejne zajęcia, nie omijają ani jednego wspólnego analizowania kolejnej książki mówiącej JAK ŻYĆ? To po cholerę w ogóle szli na kurs o radzeniu sobie w życiu???
Może ja mam nietypowe podejście do tematu?
Ach, chyba nie… Przecież dr Sobierajski – człowiek wykształcony kierunkowo, nie kierująca się intuicją i prostą logiką gospodyni domowa, mówi dokładnie to samo. Dostajesz narzędzia, odwalasz sam (ze wsparciem terapeuty) całą, ciężką robotę, a potem idziesz do przodu! I chociaż jesteśmy „na planecie Ziemia” – jak mawia moja ulubiona Ewelina Stępnicka, i będziemy z tej drogi nie raz zawracać, gubić ścieżki i nawet powtarzać stare błędy, to po dobrze przeprowadzonej terapii, będziemy wiedzieć co robić, żeby wrócić na właściwy kurs.
Wniosek z tego nasuwa mi się taki, że nie jestem długofalowym targetem samorozwojowego biznesu.
Więcej o rozmowie na temat pozornych łatwości życia: https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,30054446,nawet-40-proc-milenialsow-wraca-do-domu-rodzinnego-to-juz.html
© 2023, Jo. All rights reserved.