
Między sprzątaniem mansardy a wstawianiem do piekarnika conchiglii z radicchio i gorgonzolą, rzuciłam niechcący okiem na ekran smartfona. A tam przeczytałam: PRAWDZIWE cannoli siciliani. Stefano Terrazzino był ledwie dostrzeżonym przeze mnie dodatkiem, więc nie mogę sobie zarzucić, że poleciałam na nazwisko z telewizji.
I słuchajcie… Chociaż, jak wiadomo, zdaniem Angeli i migliori cannoli del mondo pochodzą od Alessandro Dalmasso w Aviglianie, to żeby ukoić tęsknotę za wciąż odległymi w czasie wakacjami, zarządziłam kurs na Pragę.
Powiem tylko jedno: BOSKIE!
Takich, co przeczytali i przygnani ciekawością ustawili się w kolejce, było tu wielu. I mam szczerą nadzieję, że przynajmniej część z nich powróci, a może nawet zostanie. Ja w każdy razie już wiem, dokąd będę jeździć w Warszawie po cannoli siciliani. Pistacjowe. Czekoladowe. Waniliowe.
A wiecie, że strasznie jestem wybredna.

PS.
O Dalmasso wspominałam przy okazji ubiegłorocznych wakacji. I z pewnością tam wrócimy.
© 2022, Jo. All rights reserved.