Alejki

Rozmawiałyśmy ostatnio z Madre o… no właśnie, o czym?

Bo teoretycznie tematem naszej konwersacji były pabianickie Alejki. Główna ulica miasta, pełniąca dawniej funkcję miejskiego salonu, w którym spacerowano i podtrzymywano życie towarzyskie. Każde miasto miało coś takiego, prawda? W większych trochę te pasaże się rozmywały, bo było ich kilka, ale w małych miastach wiadomo było gdzie pójść na spacer, żeby „przypadkiem” spotkać kogoś znajomego… I w Pabianicach były to Alejki.

Nasza rozmowa przeniosła się do Żychlina i tamtejszej Alei Kasztanowej. I do rytuałów. Niedzielna msza. Potem pogaduszki przed kościołem. Obiad. Sjesta. A potem właśnie spacer. I że jednak każdy wyciągał na te okazje lepsze ciuchy z szafy, zupełnie jak na cmentarną paradę we Wszystkich Świętych.

I można się z tego naśmiewać, że prowincjonalne i przestarzałe, ale ja chyba jestem właśnie nieco prowincjonalna. Nie cierpię anonimowości dużych miast. I brakuje mi rytuałów niedzielnego obiadu z rosołem i kompotem.

Naszła mnie również kolejny raz refleksja co do garderoby. Bo sporo osób wzdycha, że jednak kiedyś większą wagę przywiązywało się do strojów, ale jednocześnie nie widzą nic złego w chodzeniu pół dnia w dresie albo patrzą na tych, co używają żelazka, jak na kosmitów. No to trochę jakby to się jednak rozjeżdża, nieprawdaż? I jako osoba chodząca przez 90% czasu z dżinsach i T-shircie odczułam smutek… I postanowiłam coś zmienić. Do starych czasów nie wrócę, ale coś przecież mogę zrobić. Na przykład wywalić ciuchy „po domu” – bo przecież ja poza domem praktycznie nie funkcjonuję, więc chodzę w nich cały czas. Ugotować kompot na niedzielę. Albo zacząć wychodzić na niedzielny spacer.

© 2024, Jo. All rights reserved.

2 Comments

Add Yours
    • 2
      Jo

      Nie wszystko stare, jest gorsze od nowego. Mam duży semtyment do wielu „przestarzałych” zwyczajów. I miejsc minionych.

Leave a Reply