Przyznam: straciłam ochotę do pisania. W ogóle. Do czytania zresztą też. I w zasadzie jedyne, czym się jeszcze zajmuję, to próba przetrzymania tego stanu, bo może kiedyś cudem coś się zmieni. Myślę, że jest to wynik zbyt wielu nieudanych podejść pod różne tematy, po których wyprztykałam się z życiowego entuzjazmu i radosnego jakoś to będzie. To znaczy „jakoś to będzie” nadal istnieje, ale w wersji minorowej, więc jak słyszę: „Ach, byle do nowego roku!”, to mi się słabo robi, bo zasadniczo nowy rok nie przyniesie mi żadnych konkretnych zmian.
No więc tak siedzę i pogrążam się, oraz rozstawiam chłopaków po kątach i zaczyna mi to coraz bardziej przeszkadzać. Może to jest jakiś znak? Zobaczymy. Ale to nie znaczy, że w ogóle nic nie robię. Bo na przykład wczoraj, z marszu, wymyśliłam z koleżanką od lalek zarys fabuły.
Quackie – ja Cię proszę, Ty dalej tego nie czytaj, bo poziom wczesnej podstawówki i każdy człowiek związany profesjonalnie z literaturą ma prawo się od tego pochorować.
No więc mamy z Joanną (nie, to nie schiza, a jedynie zbieżność imion) podobne lalkowe światy, trochę niszowe, bo większość lalkowiczów leci we współczesność. I wpadłyśmy na genialny pomysł, że przecież możemy być sąsiadkami, co pociągnęło za sobą takie konsekwencje, że musiałyśmy zgrać fabuły. Przy czym ona jest artystką, ja prostym rzemieślnikiem, zatem to mnie przypadło posklejanie wątków. Wyszło jakoś tak
Było sobie królestwo, zamieszkiwane przez ludzi, magów i czarownice oraz różnego rodzaju magiczne istoty. Tym królestwem władał (surprise surprise!) król, którego najstarszy syn i dziedzic, Arnold, miał charakter zuola. I na dodatek parał się czarną magią. W związku z powyższym nasz bezimienny król wydziedziczył Arnolda, a po królewskiej śmierci tron objął młodszy syn, Roger.
Szwarccharakter Arnold się wściekł i urządził rebelię, aby odebrać Królowi Rogerowi tron.
Odczepcie się z uwagami, że mało kreatywna jestem w nazwach, ok? Ja to naprawdę robię między zupą dyniową, a wstawianiem rzeczy do pralki.
Został pokonany, ten Arnold, którym jest lalka Voldemorta i wtrącony na długie lata do lochu. I wszyscy żyli sobie szczęśliwie. Do czasu, ponieważ ktoś uznał, że Arnold sobie przemyślał sprawy i go wypuścił. Arnold wprawdzie deklarował, że resztę życia zamierza spędzić w eremie, studiując święte księgi, ale po drodze zboczył do Głównego Maga, Persivala, z wizytą. Po czym zniknął.
W sąsiednim królestwie zaczęły się dziać dziwne rzeczy, o które oskarżono wiedźmy, chociaż od wieków wszyscy tu żyli zgodnie i ludzie chętnie korzystali z wiedźmińskiej mądrości, medycyny czy rozwiązywania codziennych problemów. A tu nagle wiedźmy były winne padnięcia krowy, czy pożarów, co wywołało serię pogromów. Jedną z nielicznych uciekinierek była Lena (moja wiedźmowa lalka Belatrix), której udało się przejść przez Stary Las, oddzielający Świat Ludzi, od Świata Wiedźmowego.
Czy ja muszę dodawać, że tego lasu nie przekroczy żaden człowiek? Dlatego oddziela światy?
Persival postradał zmysły. Jego syn, Harold, też jakby pogubił się w rzeczywistości. Wskutek nie/szczęśliwego wypadku Lena odkryła, że wszystkiemu winny jest dziwny antytalizman… podarowany Persivalowi przez (zgadnijmy…) Arnolda. Ponieważ Arnold wcale nie udał się do mnichów (czego łatwo się domyślić).
Otóż Arnold wpadł na genialny pomysł. Jeśli napuści ludzi na magów, usunie sobie z drogi po tron jedynych, którzy mogliby go powstrzymać. A szczególnie Persivala. Na dodatek dolina, którą włada Persi, jest chroniona starożytną magią, więc mógłby tam gromadzić siły do pokonania Rogera i odzyskania tronu!
Aktualnie jesteśmy po ustaleniu trzech wątków pobocznych oraz wymyślaniu kreacji dla występujących w tej historii postaci, przerywanych psioczeniu na Mattela za nierówne oczy i brak wystarczającej liczby właściwych moldów oraz odpowiadających im body mtm.
Historia jest rozwojowa i stanowi sporą konkurencję dla mojej ponurej egzystencji, więc może być, że w ogóle się odrealnię. Dla zdrowia psychicznego.
No chyba, że znowu będę usiłowała popełnić samobój szamponem… Opowiedzieć?
© 2024, Jo. All rights reserved.