Ortodonta

W piątym roku prostowania zębów BlueBoy musiał przejść w tryb częściowej samodzielności i pojechać na drugi koniec miasta na kontrolę i potencjalną wymianę nakładek. Zanim pojawi wam się myśl, że „rany, co ta kobieta znowu wymyśla… przecież facet ma dwadzieścia pięć lat…”, pozwólcie że przypomnę: mówimy o dwudziestopięcioletnim autyście o koncentracji czterolatka, chyba że chodzi o lego, to wtedy wiadomo.

Zatem ten młody człowiek miał dojechać do ortodonty, a potem wrócić na Ursynów, zjeść obiad na mieście, pojechać do kumpli od klocków, a na koniec trafić na swój trening łuczniczy.

Czytacie dalej?

Pojechał. Ja zostałam w domu, siedząc na telefonie, bo różnie bywa. Byłam w miarę spokojna o przesiadki: z aplikacją daje sobie radę, testowałam go ostatnio we wtorek, kiedy wracaliśmy z inauguracji Kuby ŚDS (tak, tak… u nas mało co dzieje się bez drugiego dna… powinnam dostać jakieś nagrody za inwencje twórczo-wychowawcze… najlepiej pieniężne – miałabym na masaże czy psychiatrę…). ALE. Jak nie raz wspominałam Jaśka koncentracja ogranicza się do tematów, które go interesują, więc prawdopodobieństwo, że założy sobie słuchawki i nie zauważy nadjeżdżającego samochodu jest spore. Albo że jak zobaczy zielone światło, to uzna, że ma wolną drogę i nie rozejrzy się nawet, czy jakiś psychopata za kółkiem nie nadjeżdża łamiąc przepisy. No takie oprogramowanie, nie poradzisz.

Do ortodonty dotarł, z przesiadkami. Zna przychodnię od lat, zna panią doktor. Miał w razie czego dzwonić. Nie dzwonił.

Na Ursynów dotarł. Z przesiadkami. Dał sobie radę bez problemu, co mnie ucieszyło, bo nie miałby kto go zgarniać z trasy. A owszem bywało.

Kebaba zjadł. Do kolegów dotarł. Ojciec mu podrzucił plecak łuczniczy, wracając z Kubą z Ośrodka.

Na trening sobie doszedł czy tam dojechał, Ursynów zna.

No i teraz pytacie: Dobra, gdzie te fajerwerki? No bo chłopak świetnie sobie poradził. To w czym rzecz?

Już mówię.


Wieczorem w domu wzięłam go na przesłuchanie. Znaczy rozmowę. Weź ty mi synu teraz wszystko zrelacjonuj. Bo my w ten sposób ćwiczymy komunikację werbalną. Budowanie zdań. Przekazywanie informacji. Generalnie wygrzebujemy z zakamarków umysłu dane i próbujemy je ukształtować w sposób zrozumiały dla innych. W sumie dla samego BlueBoya też.

No i syn mi opowiada:

– Spoko. Pani doktor obejrzała. Powiedziała, że nadal co drugi dzień na noc te nakładki zakładać. Nowa górna będzie we wtorek lub środę. Sześć stów, płatne przy odbiorze.

Tu Piter się zapowietrzył, a jak odzyskał mowę to te sześć stów ledwo mu przez gardło przechodziło.
– ZA NAKŁADKĘ???

I na to pytanie Janek nie potrafił zasadniczo odpowiedzieć.

Streszczając dalsze półtorej godziny „rozmowy”: dolna nakładka jest OK, górną trzeba zrobić nową, więc ortodontka zrobiła mu wycisk i za tydzień będzie do odbioru, ta nakładka. Cena jest za wszystko: wizytę kontrolną, wycisk i nakładkę.

Co nie zmienia faktu, że musimy skądś te pieniądze wytrzasnąć, a nadal nie wyszliśmy z powakacyjnego doła finansowego.

Samodzielność dziecka jak widać kosztuje. Bo BB totalnie bezrefleksyjnie zgodził się na wszystko, nie biorąc w ogóle pod uwagę aspektu finansowego. Trzeba zrobić? OK, róbmy. Dla niego nasze zasoby finansowe są totalną abstrakcją, chociaż często o nich rozmawiamy, tak w ramach TUS. I nawet jeśli pokazuję mu zestawienie budżetu na kartce, to dalej tą abstrakcją pozostają. Dlatego z jednej strony nie chcemy mu ograniczać prawnie wolności, ale z drugiej mamy świadomość, że może podpisać dowolny papier, jeśli ktoś go podprowadzi. I to będzie mieć moc prawną, jako że nie jest ubezwłasnowolniony.

Codzienna praca. Wymagająca nieprawdopodobnej cierpliwości i ekwilibrystyki intelektualnej, bez żadnej gwarancji sukcesu.

Czasami matka to nie funkcja społeczna, tylko cholernie trudny zawód.


© 2025, Jo. All rights reserved.

2 Comments

Add Yours
  1. 1
    Marta. Uk

    Brawo Jaśku.A czy przypadkiem pani doktor nie powinna to uzgodnić z rodzicem znając sytuację,bo nie on płaci? Taka mi myśl przyszla,a to ostatnie co piszesz że ktoś mógłby wykorzystać w złym celu.przeraza.Oby nigdy,bo wiem że brata próbowali namawiać ,a nawet mój mocno wiekowy ojciec był łatwym celem różnych zakupów niepotrzebnych rzeczy.Mama to praca na kilkanaście etatów z kilkoma fakultetami ,a u Ciebie razy dwa lub więcej.Pozdrawiam z zimnego i wietrznego Norwich

    • 2
      Jo

      Też o tym pomyślałam, ale… Nienawidzę takich finansowych niespodzianek, a tu wskoczyły nam dwie w tym samym czasie (niestety o drugiej to tylko w zamkniętym wpisie) i nie mam pojęcia, jak budżet spiąć. Znowu.

      A co do reszty: Madre się zdziwiła, że ja dzień w dzień dobre 2 godziny pracuję terapeutycznie z Jaśkiem. Na ogół miesiącami nad jedną rzeczą i bez gwarancji, że zaskoczy.

      U nas też robi się jesiennie. Co oznacza, że trzeba drewno kupić. Tiaaa…

Zostaw odpowiedź