
W niedzielę przyjechał cyrk, rozbił się koło naszego osiedla. Tak jak 2 lata temu. Poprzednim razem byłem z mamą i z Kubą, bo tata pracował. Tym razem poszliśmy z tatą.
Żeby uspokoić miłośników zwierząt uprzedzam, że w tym cyrku nie było żadnych tresowanych zwierząt, tylko akrobaci i magicy.
Najbardziej podobało mi się magiczna sztuczka ze znikającą kobietą oraz brazylijscy akrobaci w kole, a tacie największe wrażenie zrobili motocykliści jeżdżący w metalowej klatce. Żonglerka to było prawdziwe wyzwanie.
Poprzednim razem zmarzliśmy, więc teraz ubraliśmy się ciepło. Ale cyrk był fajny i mam nadzieję że jeszcze się pojawi.


© 2024, Jan Piotrowicz. All rights reserved.